piątek, 5 września 2014

Rozdział 38

Wzrokiem odprowadziła Matta i resztę najemników, gdy odjeżdżali w stronę lasu. Poczuła na sobie wzrok ciemnookiego chłopaka, który ją obejmował, więc uniosła głowę.
 Jego oczy były pełne udręki i współczucia, po uśmiechu nie został nawet ślad.
- Co się stało? - szepnęła, czując lekką obawę.
- Skarbie, ja...
- Zaczynam się bać.
- Będę musiał wyjechać. Na długo. -  patrzył w jej oczy, badając jej reakcję. - Wrócę, obiecuję, ale nie jestem pewien, czy... w jednym kawałku.
Przełknęła ślinę, a jej oczy momentalnie zrobiły się szklane. Zaczęła szybciej oddychać i odwróciła wzrok.

Nie...
Tylko nie to.

Postanowiła być twardą, zachowywać się, jak na dojrzałą osobę przystało, ale w zaistniałej sytuacji... Nie wytrzymała. Wyswobodziła się z jego objęć, wstała i poszła w stronę ich tymczasowego domu, który już nim nie był. Nie wierzyła, że to robi. Wbiegła do środka i zdjęła z siebie koszulę, po czym ubrała się w swoją suknię. Drżącymi dłońmi związała włosy i odwróciła się w stronę wyjściowych drzwi. Napotkała jego zagubiony wzrok, który jednocześnie był wygłodniały, ale mimo wszystko, patrzył tylko w jej oczy. Stał w przejściu i nie miał zamiaru jej przepuścić, skrzyżował ręce na piersi, eksponując swoje mięśnie. Przygryzła wargę, a on uśmiechnął się lekko i podszedł do niej. Jego tęskny wzrok wypalał w niej dziury, niemal dosłownie. Dotknął jej policzka, a dreszcz, który ją przeszedł, poczuła w swoim podbrzuszu. Wydała cichy jęk i wtuliła się w niego, a jego dłonie sunęły wzdłuż jej pleców, zjeżdżając coraz niżej, niżej i niżej...
 http://24.media.tumblr.com/fb9a912631b5d9559df8e6d53e589d42/tumblr_n0q5kfZpNV1sx7y9so1_500.gif
Jej mięśnie się napięły i zamknęła oczy, zapominając o wszystkim, co czuła przed chwilą. Wsunęła palce w jego włosy i złączyła jego usta ze swoimi w czułym, delikatnym, jednocześnie zachłannym pocałunku. W momencie, gdy jego dłonie zatrzymały się na pośladkach, otworzyła szeroko oczy. Zacisnął je lekko i uśmiechnął się łobuzerko, wpatrując w jej fiołkowe oczy.

Co on ze mną robi? Jestem spragniona jego dotyku, drżę z podniecenia. Kiedyś myślałam, że nigdy nie poczuję czegoś tak... intensywnego. Jego wargi są takie ciepłe i delikatne, a dłonie silne i kojące ból, który czułam w środku. Nie może wyjechać i mnie zostawić. Nie pozwolę mu. Nigdy.

Jej sukienka po raz drugi znalazła się na podłodze i pchnął ją na łóżko. Jęknęła, widząc płomienną miłość w jego ciemnych oczach. Poddała mu się. Całkowicie.

* * *

Siedzieli na łóżku, przytulając się do siebie nawzajem. Owinął ją kocem, który zakrywał jej nagie ciało. Ich oddechy powoli się uspokajały po chwili przepełnionej emocjami, zapierającymi dech w piersiach. Opierając się o jego klatkę piersiową, zastanawiała się, jak często spędzał tak czas. Jego dłonie i nieustępliwy język były tak odważne, że nie miała wątpliwości, iż miał doświadczenie. Zamierzała go o to spytać, ale nie teraz. Kątem oka zauważyła, że ma zamknięte oczy, więc skorzystała z okazji i przyjrzała mu się. Jeszcze nigdy nie była w takiej sytuacji, by móc patrzeć na niego, gdy śpi. Wyglądał, niczym grecki bóg. Dobrze zbudowany, po prostu idealny. Tracąc nad sobą panowanie, dotknęła jego policzka i pogładziła go delikatnie, uśmiechając się lekko.
- Cześć. - szepnął sennie, łapiąc jej dłoń.
- Hej... - musnęła lekko jego wargi, po czym spojrzała mu w oczy.
Patrzyli tak na siebie dobre kilka minut, póki z zewnątrz nie dobiegły ich odgłosy kopyt. Spięła się, bo coś jej nie pasowało. Było wyraźnie słychać, że koń jest jeden, a chłopców wyjechało ponad dziesięciu. Ciężkie kroki za drzwiami przyprawiły ją o gęsią skórkę. Logan wstał, zakładając najpierw spodnie i poszedł w stronę drzwi. Zerknął na nią, jakby się czegoś obawiał, ale potem skupił swoją uwagę na poruszającej się klamce. Zacisnął dłonie w pięści, a jego szpony wysunęły się. Były długie na trzydzieści centymetrów. Resa skuliła się na ich widok, ale szybko przywróciła się do porządku, słysząc otwierające się drzwi. Zmierzyła wzrokiem przybysza, który wszedł do środka. Ciemne, skórzane buty. Zielone oczy. Złotawa peleryna. Korona.

Nie... Tylko nie on...

Torn ominął chłopaka i poszedł w jej stronę. Jego oczy, gniewne i ponure, sprawiły, że przełknęła ślinę z przerażenia i zakryła się kocem, jak dziecko, myśląc, że jej nie zobaczy. Drżała i zagryzała mocno dolną wargę. Koc nie był gruby, więc dostrzegła, jak mężczyzna wyciąga rękę, żeby ją odkryć. Nagle się zatrzymała, nie, coś ją zatrzymało. Jego knykcie pobielały w skutek zaciśniętej dłoni Logana na jego przedramieniu.
- Zostaw. - warknął cicho i przymrużył oczy. - Nie waż się jej tknąć.
Ku jej zaskoczeniu, nie krzyczał, lecz mówił spokojnie. Był czujny, jak tygrys, podchodzący swoją ofiarę i szykujący się do ataku. Torn uniósł brew z rozbawieniem i zerknął na niego przez prawe ramię. Dzikość w jego oczach była niemal namacalna. Kopnął go z całej siły, zaskakując całkowicie, po czym zerwał z niej prześcieradło. Przyjrzał się jej uważnie i oblizał nerwowo wargi.

To poniżające...

Logan leżał nieprzytomny pod ścianą, a ona kolejny raz bała się kogoś, kto wydawał jej się bliski. Kiedyś.
- Wstań.

Chwila... On mi wydał polecenie?

Zerka nerwowo na chłopaka leżącego pod ścianą, po czym wstaje, obejmując się ramionami, starając się zakryć większość nagiego ciała. Torn dotknął jej piersi, przyglądając się jej uważnie. Cofnęła się gwałtownie, odsuwając od jego dłoni. Kręciła głową, szepcząc coś nie wyraźnie, ale on przybliżył się.
- Chciałem tego uniknąć, ale nie dał mi wyjścia.
Zostawił ją i podszedł do przebudzającego się Logana. Podniósł go do góry i posadził na krześle, unieruchamiając mu linami nadgarstki i nogi.
- Zapewnię ci darmową rozrywkę, Howlett. - powiedział tak cicho, żeby usłyszał go tylko on. - Zabiłeś Cristiano, przeleciałeś moją podwładną. Tak, dobrze słyszysz. Resa, nie jest moją córką, kupiłem ją od jej rodziców, po czym ich zamordowałem, gdy nie chcieli mi jej oddać na zawsze. - patrzył mu w oczy. - Teraz znasz prawdę, wiesz po co mi ona była. Nie planowałem, żebyś przy tym był, ale skoro tak... Popatrzysz sobie.
- Spróbuj ją tylko dotknąć...
- Chcesz zatyczki do uszu? Będzie krzyczeć. Jęczeć. Bardzo głośno. - uśmiechnął się ironicznie, a następnie zaśmiał, widząc jego przerażoną minę. Wrócił do niej wolnym krokiem, przypominając jej Cristiano.
- Nie, proszę... - po policzkach płynęły jej niechciane łzy.
- Ćśś...
Wpatrywała się w niego z niepokojem, trzęsąc się ze strachu. Mimo adrenaliny pulsującej w jej żyłach, nie była w stanie zareagować. Rozejrzał się po pokoju i dostrzegając krawat Logana, uśmiechnął się tajemniczo. Wziął go do ręki i zakrył jej oczy. Nic nie widziała, przez co wyczulił się jej słuch i węch. Cichy brzdęk sprawił, że rękoma szybko zabrała się zdejmowanie opaski na oczy. Powstrzymał ją, łapiąc je brutalnie i wykręcając za plecy, po czym związał je czymś metalowym. Jęknęła cicho, gdy niespodziewanie wdarł się swoim językiem między jej wargi. To było przytłaczające. Nie mogła nic zrobić.Wyprostowała nogę, żeby odepchnąć go od siebie. Uderzył ją czymś z całej siły, sprawiając, że krzyknęła głośno. Logan zacisnął szczęki, starając się rozerwać więżące go liny. Kierowały nim sprzeczne emocje. Wściekłość i smutek. Ból, promieniujący z ciała Resy. Znieruchomiał, widząc, jak spodnie Torna opadają na podłogę i zbliża się on jeszcze bardziej do dziewczyny. Zamknął oczy, słysząc jej głośne krzyki i jęki, docierające do niego ze zdwojoną siłą. W końcu wszystko ucichło, otworzył oczy i zamarł. Resa miała zamknięta oczy, oddychała ciężko, krztusząc się własnym płaczem. Mężczyzna, stojący tyłem do niego sięgnął po deskę, której użył już wcześniej, gdy zaczęła się bronić. Tego było za wiele. Napiął wszystkie mięśnie, po czym rozerwał liny. Rzucił się z szałem w oczach na Torna, który zupełnie się tego nie spodziewał, bo już miał zadać kolejny, równie bolesny cios. Przebił go na wylot szponami, po czym wsunęły się one z powrotem. Odsłonił oczy księżniczki i przyjrzał się jej ze współczuciem. Wyciągnął dłoń i pogłaskał ją po policzku. Odtrąciła go. Widział, że jest w szoku, ale zupełnie go tym zaskoczyła.
- Nie dotykaj... - wyszeptała, schrypniętym głosem. - Zostaw...

* * *




czwartek, 4 września 2014

Rozdział 37

Resa przebudziła się późnym rankiem, nie otwierając nawet oczu, wyciągnęła dłoń przed siebie w poszukiwaniu Logana. Napotykając na drodze swoich palców, delikatne kolce, uniosła powieki i uśmiechnęła się lekko na widok róży z płatkami w kolorze fioletu.

Moja ulubiona...

Przeciągając się leniwie, wstała z łóżka i owinęła się niebieską koszulą, która leżała na podłodze, jak większość ubrań. Doprowadzając swoje włosy do porządku, zastanowiła się chwilę nad tym, co się stało. Wczoraj o mało nie straciła tego, którego kocha najbardziej. Mało brakowało, a jej ojciec za pomocą swojej gwardii, zabiłby go. Publicznie, poprzez powieszenie. Teraz już miała pewność, że nic ją z Tornem nie łączy. Nawet nie jest do niego podobna. Westchnęła cicho, wpatrując się w odbicie swoich oczu w lustrze, zdała sobie sprawę, że jednak kogoś jej brakuje. Azrael był jedyną osobą, której ufała bezgranicznie, zanim poznała ucznia swojego ojca. Nie, nie ojca. Złoczyńcy, zabójcy i egoisty. Taki właśnie był prawdziwy Torn Indietro. Nie chciała go więcej widzieć. Wbrew pozorom nie uroniła nawet jednej łzy, wspominając najgorsze momenty swojego dotychczasowego życia. Przez to, co przeszła, zmieniła się i to bardzo. Nie płakała z byle powodu, jak dziecko. Nie rozkazywała wszystkim, jak księżniczka. To już przeszłość. Stała się dorosłą i dojrzałą kobietą, która śmiało będzie brnąć na przód w poszukiwaniu swojej rodziny. Odłożyła szczotkę na szafkę przy łóżku i wyszła z domku, trzymając w dłoni różę, uważając na malutkie, niedostrzegalne kolce. Logan z Mattem rozpalali ognisko nieopodal, byli też tam inni najemnicy, którzy pochylili się lekko, dostrzegając ją. Widząc reakcję innych,Logan odwrócił się w jej stronę, a jego czekoladowe oczy spojrzały na nią. Uśmiechnął się lekko, przeczesując dłonią włosy. Kochała, gdy to robił, zdała sobie z tego sprawę właśnie teraz. Wpatrywali się w siebie, milcząc. Przygryzła lekko wargę, a on, jak na zawołanie skierował się w jej stronę. Czekając na niego, nie odrywając nawet na sekundę wzroku, coś sobie uświadomiła. Teraz liczy się tylko jedno.
 Ona i Logan.
 Razem.
 Już na zawsze.

* * *

Będąc już blisko niej, objął ją na poziomie bioder, przyciągając ją do siebie. Na jego ustach znów pojawił się ten niezapomniany łobuzerski uśmiech, który sprawił, że ugięły się pod nią kolana. Bez pośpiechu przybliżył swoje usta do jej warg i złączył je w czułym i delikatnym pocałunku. Wsunęła w jego włosy dłonie i pogłębiła pocałunek, lecz on jej przerwał, odsuwając się nieco i splatając swoje dłonie z jej.

- Nie teraz, Kochanie... - wyszeptał do jej ucha, mrucząc cicho. -  Nie chcę, aby Matt na to patrzył. Zazdrosny jestem. - uśmiechnął się i odgarnął z jej czoła niesforną grzywkę, po czym ucałował ją w nie.
Rozpływała się w jego ramionach, czując, jak budzi się w niej pożądanie. Wystarczyło, że na nią spojrzał, uśmiechnął się, czy też wyszeptał coś do jej ucha, a ona była gotowa zrobić dla niego wszystko.
- Jak się spało? - uniósł prawy kącik ust, patrząc jej w oczy.
- Wyśmienicie.
- Chodź, zjemy coś.
Złapał ją za rękę i poszli w stronę Matta i reszty. Przypomniał jej się pierwszy dzień w tym miejscu, zadrżała lekko, czując szorstkie dłonie na jej ciele. Słysząc męski, spokojny głos. Spięła się i zupełnie zapomniała o tym, gdzie jest. Z koszmaru na jawie, wybudził ją dotyk ciepłej i silnej dłoni na swoim ramieniu i cały strach minął, jak ręką odjął. Logan objął ją szczelniej.
- Wszystko w porządku?
- Tak, oczywiście... - szepnęła, zdając sobie sprawę, że siedzą już przy ognisku. - Po prostu, mam złe doświadczenie z tym miejscem.
Kiwnął głową i podał jej kawałek jakiegoś owocu, którego nie znała. Był smaczny i rozpuszczał się w ustach. Przymknęła lekko oczy, wtulając się w tors chłopaka.

* * *


sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział 36

Usłyszała ciche, niesłyszalne dla ludzkiego ucha, rżenie koni. Bez zastanowienia skręciła w lewo. Przyspieszyła, po chwili jej ogier gnał przez zarośla, jak szalony. Nawet nie próbowała go zatrzymać, bo zdawała sobie sprawę, że ma coraz mniej czasu. Dotknęła dłonią małej fiolki, spoczywającej na jej piersi. Ciecz powoli traciła swoje naturalne ciepło, które było porównywalne nawet do temperatury powierzchni słońca. Odetchnęła z ulgą, widząc ruch w oddali. Gdy już dotarła na miejsce, zeskoczyła z kulbaki i zsunęła kaptur z głowy. Łowcy wpatrywali się w nią z dystansem, a białowłosa unikała jej wzroku. Nie dziwiła się im, w końcu nie była normalna. Była czarownicą, wiedźmą, posługującą się czarną magią. Jedyną i niepowtarzalną, która była w stanie zabić każdego, bez zbędnego wahania się. Wysoki mężczyzna o bursztynowych oczach podszedł do niej bez słowa i odciągnął ją na bok. Od razu go poznała. Matthew Wayland, nieustraszony najemnik z gór. Pochyliła głowę, żeby nie patrzeć mu w oczy, gdyż był on jedyną osobą, której mogła się obawiać, poza Loganem. Oparł ją o drzewo i zmierzył ją wzrokiem, zdając sobie sprawę, że jest wyższy i ma przewagę, uśmiechnął się lekko.
- Spodziewałem się Ciebie, Bronx. - uniósł jej głowę za podbródek, pozwalając spojrzeć sobie w oczy. - Gdzie Logan?
- Ja...
- Mów. - mruknął, mrużąc oczy, przez co wyglądał nieco groźniej. Zadrżała lekko. - Gdzie jest mój brat? Wiem, że z Tobą był.
- Jest skazany na śmierć... - wyszeptała, wpatrując się w jego oczy, które mimo drapieżnego błysku, jak u niej, posiadały uspokajającą barwę.
Patrzyła w milczeniu na Matta, którego myśli gdzieś zbłądziły. Zachowywał się tak, jakby go tu nie było. Jakby duszą był w innym miejscu. Położyła mu dłoń na ramieniu, próbując przywrócić go do normalnego stanu i w końcu na nią spojrzał.
- Kiedy? - wychrypiał, patrząc na nią błagalnie. Jego wzrok był hipnotyzujący, zwilżyła wargi, czując, jak uginają się pod nią nogi. Zrobiło jej się tak gorąco, iż miała wrażenie, że jest cała czerwona na twarzy. Odchrząknęła, przywracając się do rzeczywistości.
- Został mu ostatni dzień. Matt, ja próbowałam...
Nie dokończyła, widząc, jak jego oczy stają się ciemniejsze. Nie wiedziała, czy to z wściekłości, czy też ze smutku, ale nie miała zamiaru kontynuować tej rozmowy. Miała dość patrzenia w te bursztynowe oczy, które cierpiały przez jej słowa. Miała inne zadanie. Przedostała się do Łowców i stanęła przed Azraelem, dostrzegając w nim rysy twarzy księżniczki. Na początku jej nie widziała, lecz gdy się uważnie rozejrzała, zauważyła rudy warkocz, wyłaniający się spod sterty koców. Noce były zimne, a księżniczka umierała, więc wcale nie zdziwił jej fakt, że jej ciało było całe zakryte. Zerknęła na pozostałą trójkę, dając do zrozumienia, że chce porozmawiać z brunetem w cztery oczy. Gdy już wszyscy odeszli, a wysoki, ciemnowłosy mężczyzna usiadł na jednym z prowizorycznych siedzeń, zrobionych z kawałków drewna, westchnęła cicho, starając się ułożyć w głowie słowa, jak powiadomić Azraela o zaistniałej sytuacji.
- To jest krew feniksa. - powiedziała powoli, pokazując mu fiolkę z cieczą, która z godziny na godzinę stawała się chłodniejsza. - Ktoś musi oddać życie za księżniczkę Resę, wypijając ten eliksir. Tak, jest to bolesne. Bardzo bolesne, rzekłabym. - mówiła ciągiem, czytając myśli swojego rozmówcy, aby nie musiał zadawać zbędnych pytań. - Uznałam, że któreś z was powinno się poświęcić. Ty, Azrealu, bądź białowłosa czarodziejka, Alice.
Po tych słowach nastała niezręczna cisza, którą przerwały ciche kroki. Chloe ujrzała drobną, czerwonooką dziewczynę, która niepewnie spojrzała jej w oczy, podchodząc bliżej.
- Zaraz, zaraz... - wyprostował się Łowca, zerkając w stronę młodej czarodziejki. - Dlaczego ona? Ja jestem bratem księżniczki, ale ona...?
- Ona jest siostrą. - wtrąciła Chloe cicho. - Wiem, że to nie jest dobra pora, ale muszę wiedzieć, które z was wypije eliksir.
- Ja.


Nie tego się spodziewałam...

Brunet wstał i wyciągnął dłoń po fiolkę. Podała mu ją, trochę się wahając i spojrzała mu w oczy. On tylko kiwnął głową i podszedł do swojej młodszej siostry. Odsłonił jej twarz i pogłaskał ją po niej wolną ręką, unosząc lekko jeden kącik ust. Nachylił się i wyszeptał jej coś do ucha, a jego drobny uśmiech nie znikał z twarzy. Chloe przygryzła drżącą wargę, pierwszy raz w życiu odczuwając słabość. Żal i smutek. Spojrzała za siebie, czując na karku czyiś oddech. Matt stał tuż za nią, przyglądając się uważnie Łowcy, żegnającemu się z siostrą. Nabrał do wszystkiego dystansu, gdy dowiedział się o karze wymierzonej Loganowi, ale teraz był przybity jeszcze bardziej, niż chwilę temu. Przez chwilę wydawało jej się, że najemnik miał łzę w oku. Gdy zwrócił na nią uwagę, szybko spojrzała z powrotem na rodzeństwo. Zaklęła cicho, zdając sobie sprawę, że fiolka jest już pusta, a błękitna mgiełka wychodzi z ust, leżącego na ziemi Azraela. Unosi się, zostawiając bezwładne ciało i kieruje się powoli w stronę twarzy księżniczki. Wyciągnęła przed siebie dłoń i szepcząc cicho zaczęła nakierowywać niemal przezroczysty obłok, który już po chwili znalazł się w ciele Resy. Chloe podbiegła do niej, każąc wcześniej zabrać ciało Łowcy i dotknęła jej czoła, koncentrując na niej całą swoją energię. Wyprostowała się i cofnęła kilka kroków. Klatka piersiowa rudowłosej uniosła się i opadła po chwili. Czynność się powtórzyła. Jej powieki uniosły się, odsłaniając fiołkowe oczy. Zakryła je dłonią, widząc oślepiające światło. Usiadła powoli, a Matt bez zastanowienia podał jej naczynie z wodą. Resa wypiła wszystko od razu i wstała. Na początku się zachwiała, ale zrobiła kilka kroków naprzód i już była w dawnej formie. Jej włosy i skóra odzyskały dawny, naturalny blask i gładkość. Dziewczyna z wdzięcznością przytuliła się do Matta i Chloe, czując płynące po policzka łzy. Odsunęła się od nich nieco, czując sztywne ciało chłopaka. Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
- Co się stało? - wyszeptała.
- Logan... - jej jedwabisty głos odebrał mu mowę. Nie miał odwagi powiedzieć jej prawdy.
- Nie traćmy czasu. - Chloe nie wiadomo kiedy wróciła z końmi. Wodze jednego z nich, ogiera Łowcy, podała księżniczce. - Opowiem ci po drodze.

* * *

Do jego celi weszło dwóch strażników. Jeden z nich podniósł go z ziemi, a drugi zerwał z niego cały ubiór. Brutalnie wsunął na niego inne, podarte spodnie, nie omieszkając przy okazji zadać mu kilka ciosów w brzuch, czy też w inne miejsce. Już nie reagował, brakło mu na to sił. Zaciskał tylko wargi, żeby nie jęknąć z bólu. Nie chciał pokazywać, że go boli. To nie w jego stylu. Wyprowadzili go z celi i trzymając go, skierowali się na powierzchnię. Gdy dotarli już do wyjścia z lochów, odetchnął świeżym powietrzem, ale jednocześnie się spiął. Jego rany w skutek kontaktu z powietrzem zaczęły szczypać. Bolało jeszcze bardziej. Czuł się tak, jakby miał zaraz zemdleć, ale szedł dalej. Mijając główne wejście do zamku, zauważył, jak Torn stoi przy oknie w swojej komnacie i wpatruje się w niego. Już z takiej odległości był w stanie stwierdzić, że jego spojrzenie było przepełnione gniewem, wściekłością, jak i satysfakcją, że w końcu doprowadzi do śmierci legendarnego Logana Howlett'a. Opuścił głowę, gdy przechodzili przez tłum mieszkańców. Byli wśród nich tacy, co rzucali w niego warzywami, a zdarzało się nawet, że uderzali kawałkami drewna. Zdecydowana mniejszość stała w milczeniu, wiedział, że trzymali jego  stronę, ale mało kto byłby w stanie poradzić sobie z dwoma gwardzistami naraz. W oddali dostrzegł drewniane podwyższenie na którym stała wysoka szubienica. Nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje. Karę śmierci mają wykonać za niecałe dwie godziny, a on tymczasem zaprząta sobie głowę tym, czy Chloe się udało. Jeden ze strażników pchnął go, gdyż szedł za wolno, a ten potknął się i upadł na kolana. Pierwszy raz w życiu czuł taki wstręt do wszystkich ludzi. Zawsze ich nienawidził, ale teraz miał ochotę rzucić się na nich i zabić. Z zimną krwią. Jego uszom dobiegły odgłosy dzwonów, co oznaczało, że zostało już mu mało czasu. Strażnicy podnieśli go z ziemi i wprowadzili go po drewnianych schodach na podest. Wszyscy zgromadzeni wokół zamilkli, a on uniósł wzrok na pętlę, która powoli była opuszczana. Zamknął oczy, chcąc nad sobą panować i nie zrobić głupstwa. Zawsze się zastanawiał, jak to jest, zginąć publicznie. Jak jego ofiary.

Mam okazję się przekonać.

Jego myśli zakłócały mu spokój, przypominając przeszłość, gdzie były tylko dwie rzeczy.
Krew...
Szpony, krew i śmierć...

 * * *

Po rozstaniu z Bronx pognała na plac, ocierając wierzchem dłoni łzy. Gdy przekroczyła granicę głównego rynku w miasteczku, zdała sobie sprawę, że wjeżdża między tłum. Spory tłum, który uniemożliwiał jej dalszą jazdę konno. Zeszła zwinnie z siodła i nasłuchiwała rozmów, idąc przed siebie.
- Zaraz się zacznie.
- Mówią, że zabił już tysiące niewinnych ludzi...
Nie miała pojęcia o kim wszyscy mówią, dopóki nie dostrzegła daleko przed sobą szubienicy. Na podwyższeniu stało trzech mężczyzn, jeden z nich, ten związany, miał na głowie szmaciany worek, przez co nie mogła  go rozpoznać.
- Drodzy mieszkańcy. - donośny głos jednego z mężczyzny, zmusił wszystkich na spojrzenie w tamtym kierunku. - Zebraliśmy się tutaj, aby wykonać rozkaz króla, który wyraźnie nalegał na bezzwłoczne wykonanie. Logan Howlett zostanie powieszony za liczne zabójstwa, których dokonał w przeszłości.
Zatrzymała się, słysząc ostatnie słowa wypowiedzi najstarszego ze straży. Zaczęła się przepychać przez tłum, biegnąc naprzód. Jej wzrok cały czas był skierowany na Logana, któremu akurat w tej chwili zakładano pętlę z grubego sznura na szyję. Rozpaczliwie starała się dostrzec coś, co pomogłoby jej powstrzymać mężczyznę w czarnym stroju, który trzymał drugi koniec liny, ciągnąc ją. Lina cały czas się napinała, aż doszło do tego, że bose stopy Logana uniosły się odrobinę.
- Nie! Zostawcie Go! - wykrzyczała, jak najgłośniej potrafiła. Nie potrafiła zapanować nad płaczem, co utrudniało sytuację. Ulżyło jej jednak, gdy zobaczyła, jak lina z powrotem staje się luźna. - To rozkaz!
Wspięła się na podest za pomocą jakiegoś młodego mężczyzny, który stał w pobliżu. Drżącymi dłońmi zdjęła sznur z szyi swojego ukochanego i rozerwała liny, krępujące jego ciało. Starała się nie zwracać uwagi na rozległe rany od pasa w górę, ale nie za bardzo jej to wychodziło.
- Kochanie... - wyszeptała, przytulając go do siebie.
Nawet nie otworzył oczu, rozejrzała się, szukając wsparcia. Gdziekolwiek. U kogokolwiek.
I znalazła. Matt przyjechał tuż za nią, lecz trzymał się z boku, pozwalając jej działać samej. Podbiegł  do niej i wziął swojego brata na ręce. Poszedł z nim w stronę bramy, wyznaczającej koniec terenu, należącego do Torna. Resa domyślała się, że zaniesie go do obozu najemników i szczerze powiedziawszy nie widziała lepszego wyjścia niż to. Wstała i z wyprostowaną posturą zmierzyła wzrokiem wszystkich poddanych, którzy patrzyli się na nią tak, jakby widzieli ją pierwszy raz w życiu. Planowała wygłosić coś w rodzaju mowy, ale sobie odpuściła. Dogoniła Matta tuż przy wejściu do domu w którym niegdyś mieszkał Cristiano. Znała go, jak własną kieszeń, więc bez problemów poznajdywała bandaże. Oczyściła rany Logana i obandażowała je. Kazała Mattowi wyjść i zostawić ich samych.

                                                             ( +18 )

Słysząc zamykające się drzwi, położyła się obok chłopaka i głaszcząc go po twarzy, czekała na moment, gdy się obudzi. Nie trwało to długo, bo już po jakimś czasie otworzył oczy. Widząc ją, od razu usiadł i w milczeniu przytulił ją do siebie. Resa przygryzła wargę, czując pożądanie w dolnych partiach swojego ciała, a on, widząc to, uśmiechnął się i złączył swoje wargi z jej w delikatnym i czułym pocałunku.
 http://25.media.tumblr.com/tumblr_m5cyb8jwTi1rn0y7so1_500.gif
Niewiele trzeba było czasu, żeby stał się on namiętny, a chwilę po tym zachłanny. Logan, słysząc cichy jęk dziewczyny, zjechał ustami na jej podbródek, a następnie na szyję. Drażniąc ją językiem i podgryzając, co chwilę, zaczął zsuwać z niej sukienkę, co wywołało jeszcze głośniejszy jęk, wychodzący z ust księżniczki. Gdy pozbył się już jej gorsetu i sukni, zmienił pozycję tak, że Resa znalazła się pod nim. Trzymając obydwa jej nadgarstki wysoko nad głową, całował ją bez przerwy, domagając się rozkosznych jęków i innych odgłosów. Puścił jej nadgarstki i za pomocą dwóch palców powoli zaczął zsuwać jej bieliznę. Ustami powrócił do jej ust, wdzierając się swoim nieustępliwym językiem między jej wargi. Pieścił nim jej podniebienie, przejeżdżając, co jakiś czas, po jej równych zębach. Dziewczyna wiła się pod nim, jęcząc głośno, oddając mu się powoli. Miała przymknięte oczy i uchylone usta, a jej oddech i serce przyspieszyły do granic możliwości.
 http://media.giphy.com/media/F1WftEL9Luw7K/giphy.gif

 Mruczał cicho, czując pod dłońmi, jak każdy jej mięsień napina się od nadmiaru pożądania. Pozbywając się dolnej części jej bielizny, jednocześnie rozpiął jej biustonosz, rzucając go gdzieś w kąt. Jego dłonie spoczęły na moment na jej piersiach, delektując się nimi. Oderwał się od jej ust na chwilę i spojrzał jej w oczy. Wpatrywała się w niego z wyczekiwaniem, oddychając szybko. Natychmiast podjął decyzję i kładąc dłonie na wezgłowiu, wszedł w nią ostrożnie, a w odpowiedzi otrzymał okrzyk, jakiego nigdy nie dane było mu usłyszeć. Wysunął się lekko i wsunął ponownie, lecz tym razem o wiele głębiej. Resa wrzasnęła, zaciskając dłonie na pościeli. Powtórzył swoje ruchy kilkakrotnie, sprawiając, że w pewnym momencie dziewczyna, krzycząc, eksplodowała na tysiące kawałków, rozluźniając się całkowicie.
Widząc to, do czego doprowadził, wysunął się z niej powoli i położył obok niej, starając się opanować bicie serca i przyspieszony oddech. Księżniczka niespodziewanie zaczęła go całować, przygryzając jego dolną wargę. Nieco zaskoczony, odwzajemnił jej pocałunek dopiero po chwili.
 http://i.pinger.pl/pgr437/952292910008147650300878
W pewnym momencie usłyszał stłumione ziewnięcie, więc oderwał się z niechęcią od pocałunku. Uśmiechając się lekko, odgarnął jej niesforną grzywkę za ucho i pogłaskał ją po policzku.
- Czas spać, księżniczko. - wyszeptał, wpatrując się w jej oczy.
Wtuliła się w niego bez słowa i zamknęła oczy, a on okrył ją i siebie kołdrą. Również zasnął, lecz dopiero po chwili, obejmując ją ramieniem.

*  *  *

czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 35

Chloe uniosła swoje ciężkie powieki, czując na twarzy promienie słońca. Z ulgą zauważyła, że szklana fiolka nadal spoczywa przy jej szyi. Zasypiając, ułożyła w głowie plan, który miała zamiar wprowadzić dzisiaj w życie. Zarzuciła na siebie grube futro, które opadało na ziemię. Wyszła na zewnątrz i zadrżała lekko, czując niemal porażający chłód. Westchnęła, widząc, że jej klacz jest jeszcze wyczerpana po wczorajszej wyprawie po eliksir. Zerknęła w kąt szopy, gdzie stał o wiele wyższy i bardziej masywny ogier. Jego żółte ślepia wpatrywały się w nią obojętnie, sprawiając, że znieruchomiała na jakiś czas. Zrobiła krok w jego stronę, lecz on nadal stał w bezruchu.
Przerażasz mnie...

Dopiero, gdy odwrócił wzrok, odważyła się wejść do boksu. Powoli, obawiając się jego reakcji, osiodłała go i wsiadła na niego. Odetchnęła, czując spokojne bicie jego potężnego serca. Zarzuciła kaptur na głowę, a zwierzę ruszyło bez otrzymania komendy. Już po chwili wyjeżdżała przez bramy miasta. Docierając do lasu, zaczęła wysyłać silne impulsy, zużywając ogromną ilość energii. Zero odzewu.

Cholera.

* * *

Całował ją niemalże wszędzie. Składał pocałunki na jej szyi, a wtedy czuła się, jak w bajce. Chciała, żeby to się nie kończyło, już nigdy. Logan doskonale wiedział jak ją zadowolić. Usiadła na nim i oparła ręce o jego tors, po czym nachyliła się, a on po raz któryś złożył na jej ustach namiętny pocałunek, wywołujący dreszcze na jej skórze. Wodził rękami po jej plecach, a kiedy natknął się na rozpięcie od sukienki, oderwała się gwałtownie. Przerwała mu, mówiąc, że nie jest gotowa. Pokręcił głową, dając znak, że zrozumiał i nic na siłę. Położyła się na jego torsie i złapała go za rękę. Jego czekoladowe oczy obserwowały każdy jej ruch, a usta powtarzały w kółko tą samą melodię, w której wyznaje jej miłość.
 Obudził się, dysząc i rozejrzał. Z rozczarowaniem stwierdził, że to był tylko sen. Był tak realny, że nie dziwił się ze swojej pomyłki. Jego serce biło szybciej niż zwykle, a usta miał rozchylone. Zamknął oczy, czując ogarniającą go pustkę. Odgłos ciężkich kroków przywraca go do rzeczywistości. Ethan wchodzi do jego celi, uśmiechając się podle, podchodzi do niego i kopie go z całej siły w żebra. Logan zaklął siarczyście i splunął krwią, kuląc się z bólu.
- To twój ostatni dzień... - zaśmiał się łowca.
- Wy... - urwał w połowie, czując kolejne uderzenie, tym razem o wiele silniejsze. - Wiesz, że Matt się zemści? - warknął cicho.
- Wayland caen me a'baeth aep arse! - wrzasnął gniewnie, podnosząc go z ziemi i przyciskając do ściany. Swoje silne dłonie zaczął zaciskać na jego szyi. - Pilnuj się, bleidd. 
Puścił go i wyszedł, a on opadł na ziemię, krztusząc się i oddychając z trudem. Jego życie legło w gruzach, dosłownie. Z jego pozytywnego nastawienia do życia nic już nie zostało. Jedyne, co go pocieszało to fakt, że razem ze śmiercią, skończy się jego cierpienie. Sam siebie nie poznawał. Nic go nie obchodziło. Bez żadnego wyjątku.



sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 34

Logan otworzył ciężkie powieki i rozejrzał się dyskretnie. Przyglądał mu się mężczyzna w zbroi na której widniały pazury tygrysa. Gwardzista podszedł bliżej i złapał ręką za jego włosy, zacisnął ją mocno i pociągnął do góry. Wpatrywał się w niego obojętnym spojrzeniem, mrużąc lekko oczy.
- Nigdy nie myślałem, że cię dorwę, bleidd... - zaczął, zmuszając chłopaka, by spojrzał mu w oczy.
Logan dopiero teraz zdał sobie sprawę z kim ma do czynienia, więc milczał, nie chcąc oberwać.

Ethan. Łowca głów.

Spuszczając wzrok na swoje stopy, zorientował się, że klęczy w kałuży swojej krwi. Jego koszula leżała gdzieś obok, pokrwawiona i podarta. Po biczu, którego nie pamiętał, zostały duże blizny na torsie, ramionach i plecach. Nadal był skrępowany, co jeszcze bardziej pogarszało sytuację. Starał się coś wymyślić, lecz ból głowy bardzo mu w tym przeszkadzał. Nie unosząc wzroku, myślał tylko o jednym. Księżniczka. Jej fiołkowe oczy i bujne, pałające ognistym blaskiem włosy. Delikatna cera i gracja z jaką się porusza. Smukłe, aczkolwiek lekko umięśnione ciało.
- ... i tak zawiśniesz. - Logan zacisnął szczęki, słysząc ostatnie słowa, wyłapane przez niego z długiego monologu Ethana. - Za dwa dni.
Łowca puścił jego głowę, przez co wpadł twarzą w kałużę krwi. Liny, którymi został związany, utrudniały mu utrzymacie równowagi. Jedyne, co mógł zrobić, było przewróceniem się na bok. Ta pozycja choć odrobinę poprawiała jego położenie. Zastanawiał się, czy ktoś po niego przyjdzie. Przeklął się w myślach za to, że nie mówił nikomu dokąd jedzie. Jak mają go znaleźć, skoro nie wiedzą gdzie szukać. Uparcie wpatrywał się jedną ze ścian celi. Tym razem Torn wtrącił go do lochów, znajdujących się w piwnicach pod zamkiem. Teraz już miał pewność, że zostanie z tym sam. Po ostatnich zdarzeniach nawet Łowcy tu nie przyjdą. Jedyna nadzieja w Chloe, ale nie mógł mieć pewności, że akurat ona go uratuje. W głębi duszy wolał, żeby zdobyła krew feniksa. I ocaliła księżniczkę. Tak, tego chciał z całego serca. Nic się więcej nie liczyło. Był tak wyczerpany, że nawet ból nie przeszkodził mu w zaśnięciu przy monotonnym kapaniu wody z sufitu.







* * *

Chloe gnała przez las, rozmyślając nad tym, co się stało. Kątem oka zerknęła na szklane naczynie, zawieszone na cienkim łańcuszku przy jej szyi. W małej, szklanej fiolce znajdywała się szkarłatna ciecz. Dotknęła jej dłonią i zadrżała lekko, czując niemal parzące ciepło. Zwolniła, widząc królewską służbę i narzuciła kaptur na głowę. Ich spojrzenia wypalały w niej dziury na wylot.

 Syknęła cicho i zmierzyła wszystkich wściekłym spojrzeniem, a przynajmniej połowa ich odwróciła wzrok. Mijając gwardzistów, uważnie przyjrzała się ich myślom, które aż prosiły się o ich odczytanie.

"Za dwa dni mają go powiesić." - myślał jeden, który opierał się o mur plecami.

"To już jego koniec." - druga myśl dobiegła do niej z głowy wysokiego gwardzisty, który jako jeden z nielicznych nadal się w nią wpatrywał.

Logan, pomyślała, to o nim myślą. Popędziła swoją klacz na obrzeża miasta. Zeskoczyła z niej, dojeżdżając do swojej skromnej chaty i zaprowadziła ją do szopy. Nie przestając myśleć o Loganie, zamknęła ją w boksie i poszła do swojego pokoju. Szklaną fiolkę nadal trzymała przy sobie, bojąc się, że może ją zgubić. Usiadła na swoim, nieco za twardym, łóżku i schowała twarz w dłoniach. Musi zdecydować, jak połączyć ze sobą wszystkie części układanki, aby ocalić zarówno życie księżniczki, jak i Logana. Był jeden problem. Duży problem, pomijając fakt, że zostały jej tylko dwa dni. Ktoś musiał oddać swoją duszę dla Resy, a nie mogła pozwolić na to by był tą osobą chłopak, który przyszedł do niej po pomoc. Ktoś musi się poświęcić.
Tak przecież postępuje rodzina, a z tego co wiedziała księżniczka ma brata i siostrę. Któreś z nich musi się zgodzić, ale nie ma zamiaru zbyt długo nalegać. Ta inicjatywa musi wyjść od nich, inaczej nic z tego nie wyjdzie. Położyła się i powoli opuściła powieki, wiedziała, że długo nie będzie spała, ale chciała zasnąć, chociaż na dwie godziny i przez ten czas o niczym nie myśleć, bo rzadko miewała sny. Tylko czasem, prorocze, ale nawet na takie nie miała chęci. Zasnęła, trzymając w dłoni eliksir.

 * * *



środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 33

Las zdawał się nie mieć końca, a królewska służba nie zwalniała tempa. Elder miał już wilgotne boki, co świadczyło, że już jest na skraju wytrzymałości. Jeden ze strażników jechał tuż obok niego i mierzył z łuku w jego ramię. Logan zaklął siarczyście i szturchnął piętą w zad konia, żeby przyspieszyć, lecz ten stracił równowagę i wywrócił się. Minęły sekundy, jak czuł przy głowie groty strzał, napierających  na niego z całej siły.
- Związać go! - krzyknął jeden.
Logan nie protestował, nie wyrywał się, nie odezwał się nawet słowem. Dowódca jego prześladowców wyznaczył kilku ludzi, żeby go skrępowali. Ten najbardziej rozbudowany skutecznie go unieruchomił, a inny związał jego nadgarstki grubą liną, zaciskając mocno. Następnie związali jego nogi, tak, że nie mógł się poruszyć.

Tacy, jak Ty, się nie zmieniają...
Jesteś taki sam...
Zawiodłeś.

* * *

Rozdział 32

Logan obudził się tuż o świcie i widząc, że Chloe jeszcze śpi, wstał i wyszedł na zewnątrz. Zerknął na niebo, które nie miało ani jednej chmurki. Słońce powoli wyłaniało się zza horyzontu, budząc miasto do życia. Przeczesał włosy z irytacją, patrząc na wpatrujących się w niego strażników. Warknął pod nosem i poszedł w stronę miejscowej stajni, gdzie zostawił wczoraj konia. Wszedł do środka i uśmiechnął się na widok czarnego, jak smoła konia i podszedł do niego. Wypuścił go z boksu, a ten prychnął zadowolony i machnął łbem.
- Zaraz ruszamy, Elder. - uniósł lekko jeden kącik ust. - Nie zawiedź mnie, koniku... - wyszeptał, gładząc konia po boku.
Rozejrzał się po wnętrzu szopy i od razu dostrzegł przyrządy do pielęgnacji konia. Sięgnął po szczotkę ryżową i zgrabnymi ruchami zaczął rozczesywać sierść konia. Czesał centymetr po centymetrze, a gdy już skończył założył siodło i ścisnął odpowiednio pasek, znajdujący się przy brzuchu konia. Otrzepał ręce, przyjrzał się swojemu dziełu i uśmiechnął się lekko. Odwrócił się, słysząc odgłos klaskania. Dziewczyna opierała się o ścianę za nim i patrzyła na niego, nie kryjąc rozbawienia.
- Gratuluję, bleidd. Poszło ci całkiem nieźle, jak na pierwszy raz. - zaśmiała się.
- Nie drocz się. - mruknął, mierząc ją wzrokiem.
Chloe miała na sobie zieloną sukienkę, sięgającą przed kolana. Włosy zaplotła w warkocz, który leżał na jej prawym ramieniu. Stwierdził, że dzisiaj wygląda jakoś inaczej. Przyjaźniej.
Podeszła do swojego konia, który już dawno był osiodłany. Wyprowadziła go z boksu i wyszeptała mu coś do ucha, a ten zarżał cicho. Zmiana w jego wyglądzie była zauważalna na pierwszy rzut oka, jego źrenice były rozszerzone, przez co bardziej było widać nienaturalne, granatowe oczy. Klacz dziewczyny była jasnej karnacji, co z jaskrawymi tęczówkami dawało tajemniczy wygląd. Chloe weszła na konia, wkładając najpierw lewą nogę w strzemiona, a drugą przerzucając na drugą stronę. Logan powtórzył tą czynność i podążył za dziewczyną, która już wyjechała ze stajni. Gdy tylko wyjechali poza teren miasta, przyspieszali stopniowo, aż w końcu ich konie pędziły z niemal nienaturalną prędkością. Już  po godzinie znaleźli się w bujnym lesie, którego drzewa dawały mroczny cień na drogę. Koń Logana gwałtownie się zatrzymał, niemal wyrzucając go przed siebie. Zaczął wierzgać nerwowo kopytami, a jego oczy spanikowane zerkały na boki. Chloe również zatrzymała swoją klacz i spojrzała na niego pytającym wzrokiem. Po kilku chwilach w ciszy, ich uszy wykryły stukot kopyt. Kilka, może nawet kilkanaście koni.

Cholera...

- Uciekaj! - wrzasnęła Chloe, dostrzegając w gęstwinie połyskującą zbroję. - Veloë!

Spojrzał na nią ostatni raz i popędził ogiera do granic możliwości. Czuł się, jak mysz
złapana w pułapkę, nic mu się nie udawało. Prawdopodobnie straci szansę na ocalenie księżniczki. Wiedział z doświadczenia, że koń nie wytrzyma takiego tempa zbyt długo. Słyszał za sobą krzyki gnających strażników, którzy stopniowo się do niego zbliżali. Skręcił raptownie w bok, chcąc ich zmylić, ale plan się nie powiódł.

To koniec... Dorwą mnie... 

                  

wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 31

Dziewczyna po krótkiej rozmowie zarzuciła z powrotem kaptur na głowę i gestem pokazała Loganowi, by szedł za nią. Wzruszył ramionami i bez zastanowienia podążył jej śladem. Dziewczyna skierowała się na obrzeża miasta, gdzie mało kto się zapuszczał. Podeszła do jednej z małych chat, rozejrzała się dyskretnie i otworzyła drzwi. Logan wszedł za nią i rozejrzał się po wnętrzu, zamykając za sobą drewniane drzwi. Nieco inaczej wyobrażał sobie wyposażenie domu czarownicy. Spodziewał się porozstawianych eliksirów, czy wielkiego kotła na środku pomieszczenia, a tymczasem zastał schludny i ładnie urządzony pokoik. Na ścianach wisiały obrazy z członkami rodziny królewskiej, a na podłodze leżał dywan ze wzorami przypominającymi herb miasta. Pazury Tygrysa.
- Usiądź, bleidd.
- Nie nazywaj mnie tak. - warknął nieprzyjemnie. - Już z tym skończyłem.
Chloe spojrzała na niego i pokręciła głową, uśmiechając się lekko. Wyszeptała coś pod nosem i wysłała silny promień złej energii w jego stronę. Zareagował instynktownie. Jego szpony się wysunęły, podbiegł do niej i przycisnął ją do ściany, unieruchamiając skutecznie. Jego oddech momentalnie przyspieszył, wpatrywał się w nią chłodnym wzrokiem.
http://media.giphy.com/media/lrak8PTLbF1Oo/giphy.gif
- Skończyłeś, tak? - uśmiechnęła się szerzej. - Esseath taki sam, Howlett. Tacy, jak Ty, się nie zmieniają.
Ocknął się i odsunął od niej o kilka kroków. Zamknął oczy, starając się opanować.

Spokojnie... Uspokój się...

Powtarzał sobie te słowa bez przerwy i wreszcie jego szpony wsunęły się z powrotem. Otworzył oczy. Dziewczyna nadal stała w tym samym miejscu, uważnie mu się przyglądając. Zrezygnował z bycia odważnym, bo i tak by z nią nie wygrał. Przeczesał włosy i usiadł na jednym z krzeseł. Chloe postawiła przed nim kufel piwa i usiadła na przeciwko.
- A więc tak...
- Przejdź do rzeczy. - mruknął pod nosem, upijając pierwszy łyk.
- Właśnie to robię. Twoja osoba wywołała wielkie poruszenie w mieście, jak zawsze. Jestem ci potrzebna do ocalenia księżniczki, a mianowicie do zdobycia krwi feniksa. Dodatkowo król najął mnie do sprowadzenia Ciebie, Howlett. Mam problem z wyborem.
- Ja ci w tym nie pomogę, Bronx. Będę w karczmie. 
Dopił piwo i oblizał nerwowo wargi. Wstał i poszedł w stronę wyjścia.
- N'te va...
Zatrzymał się i odwrócił w stronę Chloe.
- Pomożesz, czy mam działać na własną rękę?
Westchnęła i wstała, wyciągnęła dłoń w jego stronę.
- Jutro wyruszamy.
Logan uśmiechnął się i uścisnął jej dłoń. Zerknął za okno, już się ściemniało i powoli  ogarniało go wielkie zmęczenie.


Rozdział 30

Od wyruszenia ze świątyni minęło kilka godzin, kiedy wjechał na tereny miasta. Przez całą drogę rozmyślał nad znalezieniem miejscowej,jak to nazwała Rose, wiedźmy. Czarodziejki, która znała się na czarnej magii. Był wyczerpany po podróży i już usypiał w kulbace, gdy jego oczom ukazało się ogłoszenie przytwierdzone do szubienicy, która znajdowała się w samym centrum miasteczka. Widać było, że była to robota amatora. Na papierze widniała jego podobizna, a pod spodem było napisane : NIECH ZDRAJCA ZAWIŚNIE!
Logan parsknął śmiechem i oderwał kartkę od drewna, podarł na strzępy i rzucił za siebie. Pociągnął mocno za wodze, sprawiając, że koń uniósł przednie kopyta i zarżał wściekle, by potem opaść z powrotem na ziemię i pognać naprzód.
Daleko nie zajechał, gdyż zatrzymał go jakiś człowiek, wbiegając mu tuż przed rozpędzonego konia. Koń instynktownie, nie otrzymując komendy, zboczył na bok, żeby uniknąć zderzenia. Logan zatrzymał konia, zszedł z siodła i przyjrzał się osobie w kapturze.
- Ceádmil. - aksamitny głos pozwolił chłopakowi rozpoznać w postaci dziewczynę.
- Odsłoń twarz. - mruknął.
Dziewczyna zaśmiała się cicho i zrzuciła nakrycie. Miała jasnobrązowe oczy, posiadające drapieżny błysk w oczach. Wokół jej ramion opadała kaskada jasnych włosów, które sięgały do bioder. 
- Czekałam na Ciebie, Panie.
- Czyżby? - przeczesał zirytowany włosy i uniósł brew.
- Jestem Chloe Luise, nazywają mnie również Bronx.
Ostatnie słowo dało Loganowi do myślenia i zastanowił się chwilę. Z tego, co pamiętał, dziewczyna, której szukał budziła respekt wśród mieszkańców. Chloe do tego pasowała. Wystarczyło spojrzeć w jej oczy, żeby wiedzieć, że nie jest pełnej krwi człowiekiem.          

Rozdział 29

Miasto było pogrążone w ciszy, a większość mieszkańców siedziała w domach. Tylko nieliczni przechadzali się po targowisku. W samym centrum, na podwyższeniu, Matt dojrzał królewskiego posłańca, więc podjechał bliżej. Wokół podestu zgromadziło się kilkunastu mieszkańców.
- Caelm evellienn! - Matt uniósł brew, słysząc starszą mowę, którą mało kto się w tych czasach posługiwał. - Cisza! - wrzasnął jeden z mężczyzn, który stał obok gońca.
Ludzie zebrani wokół ucichli natychmiastowo, a ich twarze zwróciły się w stronę uzbrojonych mężczyzn. Posłaniec rozwinął przed sobą rulon papieru z królewską pieczęcią i odchrząknął.
- Nasz miłościwy król Torn Indietro... - zaczął powoli. Głos miał donośny, nie musiał krzyczeć. - Wyznacza nagrodę czterech tysięcy sztuk złota za odnalezienie i przyprowadzenie, żywego, bądź martwego, Logana Howlett'a. Osobnik ten jest niebezpieczny i potrafi zabić bez żadnych skrupułów.
Matt zacisnął dłonie w pięści i zawrócił konia, ponieważ nie miał ochoty słuchać dalej. Kątem oka dostrzegł okapturzoną postać. Spod kaptura patrzyły na niego bursztynowe oczy. Chłopak przyjrzał się bardziej i zobaczył jasne kosmyki długich włosów. Ewidentnie się mu przyglądała.

Westchnął i pojechał dalej, rozmyślając o tym, co usłyszał. Jego brat był skazany na śmierć, a on nawet nie wiedział, gdzie Logan się znajduje. Musiał jak najszybciej go odnaleźć, ale najpierw popędził klacz w stronę karczmy na obrzeżach miasta, gdzie miała czekać na niego Alice.

* * *


niedziela, 17 sierpnia 2014

900 Wyświetleń! :3

Dziękuję Wam ! :3



W zamian za tyle wyświetlań, obiecuję wstawiać co najmniej
pięć postów w ciągu tygodnia.

Kocham Was!! <3

~ Ress. :*

Rozdział 28

Wychodząc ze świątyni napotkał małą dziewczynkę o granatowych oczach, która rzekomo miała się zająć jego koniem. Podała mu wodze, uśmiechając się przy tym, lecz on nie odwzajemnił uśmiechu. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to jutro nie będzie już żył. Pocieszała go jedynie myśl o tym, że jego dusza da życie księżniczce. To było na chwilę obecną najważniejsze.

Zdobądź krew feniksa, zdobądź krew feniksa...


W jego głowie bez przerwy rozbrzmiewało echo słów, wypowiedzianych przez Rose. Powoli wpadał w paranoję, powtarzając sobie te słowa pod nosem, niczym mantrę. Wsiadł na konia i ruszył przed siebie, kierując się na południe. Wracając do miejsca, gdzie cała ta historia miała miejsce.

* * *


Matt obudził się, czując chłodne powietrze. Otworzył oczy i przetarł je, rozglądając się po ich obozie. Ognisko dawało coraz mniej ciepła, więc dorzucił do niego trochę drewna. Wstał i otrzepał ubranie z wilgotnej ziemi i liści. Zaklął po cichu, widząc, że nie ma jego konia. Postanowił nie zamartwiać się na zapas i pojechać do miasta po trochę jedzenia. Podszedł do koni i odwiązał konia Azraela. Zerknął kątem oka na łowcę, który spał w najlepsze.
- Matt? - cichy głos Alice dotarł do niego zza pleców. Odwrócił się.
- Hm? - mruknął cicho.
- Jedziesz do miasta, prawda? Pojadę z tobą.
Wzruszył ramionami i wskoczył na klacz Azraela, która zarżała cicho. Nie miał nic przeciwko, aby dziewczyna pojechała z nim.
- Jasne. We dwójkę będzie raźniej.
Zaczekał, aż białowłosa będzie gotowa do jazdy i ruszyli, przyspieszając do galopu.
* * *

czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział 27

- To wykluczone... - wyszeptała po wysłuchaniu jego propozycji, która zakładała, że odda swoją duszę w zamian za to, że Resa będzie żyła.
Przeczesał nerwowo włosy, wiedząc, co zmusi kapłankę do zrobienia tego, o co ją prosi.
Nie lubił się upominać o swoje, ale nie miał wyboru.
- Pamiętasz, jak uratowałem cię przed Ethanem? - mruknął cicho. - Obiecałaś mi wtedy, że będziesz mi winna przysługę.
- Logan...
- Daj mi to, czego chcę, Rose.
Opuściła bezradnie ramiona i podeszła do wysokiej szafki, wyjęła z niej jedną z grubych ksiąg. Już ją kiedyś widział, ale nie pamiętał w jakiej sytuacji. Leniwie przyglądał się przerzucanym w pośpiechu kolejnych stronic przez Rose. Oparł się plecami o ścianę i czekał, aż kapłanka znajdzie odpowiedni przepis na eliksir, którego on  potrzebuje. Słyszał już, że to, co planuje zrobić jest bolesne, ale na chwilę obecną nic go to nie interesowało. Zamyślił się, przypominając sobie pierwsze spotkanie z Resą. Ich czuły i delikatny, przepełniony miłością, pocałunek. Już wtedy wiedział, że nigdy jej nie opuści, choćby, Bóg wie, co się działo. Z tego, co wiedział, niemal wszyscy uważali, że uczepił się ich księżniczki dla bogactwa, którego nie mógłby sam osiągnąć. Cholerni ludzie i ich mądrości życiowe, stwierdził w myślach. Kapłanka odchrząknęła, więc uniósł wzrok, wracając do rzeczywistości.
- Znalazłaś?
- Tak, ale... - zaczęła cicho.
- Czego potrzebujesz, żeby go zrobić? Jaki jest przepis? - nie zwracał uwagi na jej protesty, wiedząc, że to bez sensu. Już postanowił.
Rose zerknęła jeszcze raz na listę, po czym otworzyła drugą księgę, przypominającej wyglądem notatnik. Jej wskazujący palec w mgnieniu oka dotarł do końca strony. Zamknęła duży notes, a jej oczy kolejny raz nawiązały z nim kontakt wzrokowy.
- Większość składników mamy już w magazynie. - zamknęła grubą księgę w której znajdował się przepis i odłożyła ją na półkę. - Jedyną rzeczą, którą musisz kupić, bądź znaleźć jest krew feniksa.

* * *


środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 26

Od momentu dowiedzenia się przez Logana prawdy na temat księżniczki minęło już kilka dni. Dziewczyna z dnia na dzień słabła w oczach. Alice całe dnie zbierała różne zioła, które miały właściwości lecznicze i podawała je księżniczce, starając się przywrócić jej zdrowie. Logan się nie oszukiwał, prawda była taka, że jego ukochana umierała, a on nie mógł nic na to poradzić. Pewnego dnia obudził się wcześnie rano, nikomu nic nie mówiąc i podszedł do miejsca, gdzie zostawiali swoje konie. Wybrał  najbardziej wytrzymałego, którym okazał się ogier Matta. Chłopak uśmiechnął się odrobinę, wyobrażając sobie minę swojego brata, gdy zorientuje się, że jego koń zniknął. Razem z nim. Ostatni raz zerknął na Resę, siedząc już w siodle i popędził konia, robiąc jak najmniej hałasu. Nie miał zamiaru się nikomu tłumaczyć, gdzie jedzie, dlaczego, do kogo i po co. To była jego sprawa i ,o ile się nie mylił, doprowadzi do tego, że księżniczka będzie żyła. Wyjechał na kamienną drogę i skręcił w prawą stronę, kierując się na zachód. Pod kopytami zaszeleściły liście, gdy przyspieszył do cwału. Była już jesień, która wraz ze swoim nadejściem przyniosła chłodne dni, więc Logan zaopatrzył się w grube futro, które również pożyczył od brata. W każdym razie, można to nazwać pożyczeniem. Droga ciągnęła się w nieskończoność, jechał cały dzień, powoli zaczęło się ściemniać. Stukot kopyt zdawał się głośniejszy, gdy wjechał na drogę składającą się z marmuru. Zatrzymał się na chwilę i rozejrzał. Budynek w którym kapłanki przebywały nie zmienił się, ani odrobinę. Wyglądał niczym pałac królowej śniegu z białymi filarami. Zeskoczył z konia, przypominając sobie ostatni raz, kiedy tu przebywał. Niewiele pamiętał z tego okresu, ale jedno utkwiło mu w pamięci. Kilka młodych kobiet wnoszących go, rannego, po lazurytowych stopniach. Westchnął, zdając sobie sprawę, że stoi tuż przed wielkimi śnieżnobiałymi wrotami.
- Logan Howlett. - powiedział, wystarczająco głośno, aby strażniczki po drugiej stronie go usłyszały. - Przybywam do Rose Trailles.
Wrota bezgłośnie i natychmiastowo się opuściły. Stanęła obok niego mała dziewczynka o granatowych oczach. Uśmiechnęła się promiennie, a on odwzajemnił uśmiech.
- Zajmę się Twoim koniem, Panie.
- Dziękuję, Mała. - podał jej wodze i ruszył dalej, będąc pewnym, że dziewczynka sobie poradzi.
Gdy tylko przekroczył próg, stanęła przed nim kolejna dziewczyna, tym razem starsza. Budziła nieco mniej zaufania niż ta, którą spotkał jako pierwszą, ale oddał jej swoje rzeczy. Dziewczyna skłoniła się lekko i wskazała mu dłonią schody po lewej jego stronie. Bez słowa się tam skierował, licząc na to, że spotka już tylko Rose. Zastał brunetkę w jej komnacie, uniosła wzrok znad papierów, gdy wszedł.
- Wiedziałam, że przyjdziesz.
- Rose... Jestem tu prywatnie. Jako przyjaciel.
- Czego potrzebujesz? - uniosła brew, nieco zaskoczona.
- Leku dla księżniczki.

* * *



sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 25

Logan przeszedł przez kontur, przypominający kształtem drzwi. Najpierw nic nie widział, wszędzie była ciemność, która zdawała się nie mieć końca. Nagle zaczęły do niego dochodzić przyciszone, jeszcze niewyraźne, głosy jego brata. Po upłynięciu zaledwie kilku sekund zdał sobie sprawę, że ma zamknięte oczy. Podniósł powieki z niebywałą trudnością. Przez lekką mgłę widział, jak Matt przeczesuje z ulgą swoje ciemne włosy, a Alice, siedząca przy nim, uśmiecha się promiennie.
- Napij się. - nadal miała na sobie czerwoną suknię, która, musiał przyznać, dodawała jej więcej urody.
Skrzywił się lekko, pijąc napój przygotowany przez białowłosą. Odstawił już pusty kubek i wstał, co wyraźnie zaskoczyło Azraela, który uważnie się jemu przyglądał. Rozejrzał się dyskretnie i kolejny raz poczuł niesamowitą pustkę, czuł się tak, jakby był tylko skorupą. Bez środka. Umyta i przebrana księżniczka leżała na stercie koców, okryta dodatkowo innymi. Gdyby nie znał prawdy, powiedziałby, że śpi. Jej skóra powoli odzyskiwała dawną sprężystość i delikatność. Włosy znów pałały ognistym blaskiem, a wargi wykrzywiały się w delikatnym, rzekłby łobuzerskim, uśmiechu. Już się z nią pożegnał, nie chciał przechodzić przez to samo kolejny raz. Pustka, którą w sobie miał i tak się bezustannie powiększała. Wiedział komu, poza nim, najbardziej na niej zależy. Wyprostował się i bez chwili zastanowienia podszedł do Azraela, patrząc mu prosto w oczy, lecz nie tak, jak zawsze. Tym razem patrzył ze smutkiem, szacunkiem i rozczarowaniem.

* * *

Azrael podniósł się z ziemi, okrywając jeszcze siostrę kocem. Był zdziwiony zachowaniem Logana, zastanawiało go, co też może od niego chcieć. Jaka sytuacja zmusiła go do porozmawiania z nim w cztery oczy. Stawiał lekkie opory, lecz widząc wyraz twarzy Logana w końcu się zgodził. Chłopak poprosił, by odeszli od reszty, co jeszcze bardziej go zdziwiło.
- Wiem, że to zły moment na takie rzeczy... - mruknął Logan, opierając się plecami o pień drzewa. - Mam dwie wiadomości. Dobrą i złą.
- Zacznij od tej złej. - Azrael mógł się pomylić, ale wydawało mu się, że stary Howlett ma łzy w oczach.
- Res... Ona...
- Wysłów się. - warknął rozkazująco.
- Resa umiera.
- A ta dobra..? - wyszeptał.
- Jeszcze żyje.

wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział 24

Logan patrzył w szare oczy Rose i czekał, aż coś powie. Ona natomiast milcząc podeszła do księżniczki i dotknęła jej policzka, przez moment widział, jak jej oczy nie mają źrenic, po czym wracają do normy, a ona zamyka oczy i wzdycha.
- Nie dobrze... - wyszeptała, nadal na niego nie patrząc. - Jest gorzej niż myślałam.
Nie mógł wykrztusić nawet słowa, było źle. Gorzej niż myśleli. Zamarł, włożył ręce do kieszeni i czekał dalej. Uniósł wzrok, słysząc, że Rose wstaje i odwraca się w jego stronę. Szarość w jej oczach nieco uspokajała, ale nie dał oszukać. Domyślał się, że usłyszy coś, co mu się nie spodoba. Odwrócił wzrok.
- Logan... Spójrz mi w oczy. - Spojrzał, lecz niechętnie. - Dobrze wiesz, że zjawiam się wtedy, gdy masz kłopoty. Gdy grozi ci niebezpieczeństwo.
- Co jej jest. - zacisnął usta w wąską linię.
Brunetka cofnęła się o krok. Nigdy nie widziała go w takim stanie, był dla niej, jak brat. Starszy brat, który wpadał w tarapaty, a ona musiała go z nich wyciągać. Teraz był zupełnie inny. Targały nim sprzeczne emocje, był jednocześnie zły, smutny, zmęczony i zaniepokojony.
- Umiera.
Chciała tego uniknąć, ale jak? Chciał wiedzieć, więc powiedziała mu prosto w oczy to, co wie. Patrzyła na niego w milczeniu, jak stopniowo się od niej oddala. Od wszystkiego. Coś ciągnie go do siebie, rozpacz, która go ogarnęła niszczy go od środka. Nie mogła z nim teraz rozmawiać, musi zniknąć i wrócić, gdy się uspokoi. Spojrzała mu ostatni raz w oczy i rozpłynęła się w białej mgle, która ich otaczała.

***

Logan nachylił się nad Resą, westchnął smutno i złożył na jej wargach delikatny i czuły pocałunek. Przez chwilę czuł radość, lecz ta w mgnieniu oka znikła. Przestała istnieć

- Kocham Cię. - wyszeptał, patrząc na nią.
Drżącymi dłońmi odgarnął włosy z jej twarzy i ucałował ją delikatnie w zimne, jak lód, wargi. Przez chwilę wydawało mu się, że się uśmiechnęła. Wyprostował się bez słowa i skierował w stronę wyjścia.

niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział 23

Matthew zatrzymał rozpędzonego konia tuż przed białowłosą dziewczyną, która weszła mu w drogę. Mało brakowało a staranowałby ją, gdyż gnał, jak szalony. Dziewczyna ledwo uniknęła końskich kopyt, schyliła się, żeby wyjść z tego cało.
- Nic ci nie jest? - zaciskając dłoń na wodzach, pochylił się i pomógł nieznajomej się podnieść.
- Wszystko w... - zamilkła, gdy uniosła wzrok i dostrzegła nieprzytomnego Logana bezwładnie opartego o szyję czarnego, jak smoła wierzchowca. Podbiegła do niego i szybko dotknęła dłonią jego czoła, zamknęła oczy i zaklęła po chwili.
Matt wpatrywał się w dziewczynę, milcząc. Nie wiedział, co robiła, ale nie miał zamiaru jej przeszkadzać. Była skupiona, więc z pewnością robiła coś ważnego. Zastanawiało go tylko jedno. Skąd znała jego brata?
***

poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozdział 22

Logan usiadł ostrożnie obok śpiącej dziewczyny i delikatnie pogłaskał ją po twarzy. Jej ciche mruczenie wywołało uśmiech na jego ustach, który znikł w momencie, gdy przyjrzał się dokładniej temu, czego dokonał Cristiano.
 Niegdyś długie, grube i lśniące, rude włosy księżniczki, teraz były krótkie i zaniedbane. Gładka i jedwabista skóra na jej twarzy stała się sztywna.
 Postać dziewczyny cała wymizerniała, nie trzeba było być królewskim medykiem, żeby to dostrzec. Patrzył tak, jeszcze przez chwilę, póki nie zdał sobie sprawy, że Resa nie otworzyła oczu.
 Wyglądała, jak śpiąca królewna, bezbronna i niewinna. Westchnął i przetarł zirytowany oczy.
- Weź się w garść, Howlett. 
Rozejrzał się po komnacie, upewniając się, że to tylko omamy słuchowe, że to jego podświadomość dodaje mu otuchy, lecz sam dobrze wiedział, że takowej nie posiada.
 Czekoladowe oczy zatrzymały się na szczupłej szatynce, którą dobrze już znał. Bez zastanowienia padł przed nią na kolana, pochylił się tak nisko, że patrzył na jej stopy. Razem z jej pojawieniem się poczuł natychmiastową ulgę, która nawet na chwilę go nie opuściła. 
- Podnieś się... 
Zaskoczył go jej cichy szept, więc bez zbędnych pytań zrobił to, o co poprosiła. Stanął z nią na równym poziomie, jak nigdy. 
Stał na równi ze swoją mentorką, nauczycielką i wybawicielką. Rose Trailles we własnej osobie.

* * *

niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 21

Logan odwrócił się od leżącego na ziemi martwego Cristiano, po czym napotkał zdezorientowane spojrzenie brata. Zaklął pod nosem, zdając sobie sprawę, że jego brat nic nie wiedział o tym, co się z nim działo przez te lata. Do tego momentu.
- Matt, posłuchaj... - zaczął łagodnie, rozważając w myślach, jak ująć w słowa to, co zamierza mu wyjawić. Matthew cofnął się o krok, kręcąc głową, mamrocząc coś cicho. - Nie bój się, Matt. Proszę, wysłuchaj mnie.
Strach i zdziwienie jego brata były niemal widoczne i namacalne. Silny ból głowy przeszkodził Loganowi w dalszym wyjaśnianiu Mattowi zaistniałej sytuacji, zatoczył się na nogach i upadł na ziemię tuż obok Cristiano. Wołania brata docierały do niego, jak przez jakąś barierę, minęły sekundy, minuty, a może godziny, jak otworzył oczy. Szybko zorientował się, że jest w innym wymiarze. Biała przestrzeń, niczym mgła, otaczała go ze wszystkich stron. Ciche wołania doprowadziły go do konturu, przypominającego drzwi. Pchnął je i jego oczom ukazała się komnata księżniczki. Przetarł oczy, nie dowierzając. Dziewczyna leżała na własnym łóżku, otulona świeżą kołdrą.
- To tylko sen... - mruknął do siebie.

***

- Logan! Obudź się!
Matt szarpnął Loganem,lecz nie uzyskał żadnego efektu swoich działań. Głośne rżenie na zewnątrz zmusiło go do logicznego myślenia. Zarzucił sobie brata na ramię, niosąc go w stronę balkonu, ominął zaschniętą już plamę krwi. Ostrożnie wyjrzał na zewnątrz, dokładnie stawiając nogi na spróchniałych deskach. Czarny ogier ucichł, widząc swojego właściciela, odwrócił się zadem i cofnął o kilka kroków.
- Dobry konik. - uśmiechnął się lekko Matthew. Owinął szczelnie ramionami nieprzytomnego Logana, przekroczył barierkę i skoczył wprost na siodło konia. - Ruszaj!
Koń, słysząc rozkaz, zarżał wściekle i pognał przed siebie, znikając po chwili w ciemnym lesie.

***

niedziela, 1 czerwca 2014

Ważne.

Blog zostaje zawieszony na czas nieokreślony.
Więcej informacji pod numerem (GG) : 36591168

piątek, 30 maja 2014

Rozdział 20

Logan, idąc przez główne pomieszczenie w karczmie, zacisnął dłoń na trzymanym łańcuchu, próbując udawać kolejnego klienta. Gdy doszedł do lady, właściciel podał mu mały kluczyk do jednego z pokoi na górze. Uśmiechał się przy tym, tak wesoło, że mało brakowało, a Logan przestałby panować nad emocjami. Zerknął za siebie, Matt trzymał się z tyłu, rozglądając się za potencjalnymi wrogami, którzy chcieliby im przeszkodzić w wydostaniu stąd księżniczki. Gdy doszli już na górę, Matt przejął klucz od brata i otworzył drzwi. W pokoju nie było nic poza dużym łóżkiem z czterema kolumnami, pokrytym bordową satyną. Przez małe okna wpadały snopy dziennego światła, dając nieco mroczny wygląd ścianom o czarnych barwach. Na końcu korytarza dało się usłyszeć kroki i głosy, prawdopodobnie Cristiano, więc Logan nadal trzymał dłoń na łańcuchu. Weszli do środka, a Matt został na zewnątrz. Umówili się, że gdy ktoś będzie się zbliżał, zapuka dwa razy w drzwi. Łączyła ich niewypowiedziana umowa, która zakładała, że mimo wszystko wydostaną stąd Resę.  Gdy tylko drzwi się zamknęły chłopak zdał sobie sprawę, że jego ukochana wpatruje się w niego, jakby zobaczyła ducha. Po dłuższej chwili przypomniał sobie słowa Alice. Bez słowa rozerwał, więżącą ją metalową bransoletę, która po chwili razem z łańcuchem upadła z brzdękiem na drewnianą podłogę.

***

Resa wtuliła się w chłopaka, szlochając. Przytulał ją do siebie delikatnie, jakby bał się, że zrobi jej krzywdę. Jej nieumyte włosy opadały sztywno na ramiona, Cristiano obciął je któregoś wieczoru. Porozumiewali się bez słów, nic nie liczyło się poza tym, że są razem i na chwilę obecną nikt ich nie rozdziela.
- Już dobrze... - Logan przerwał milczenie, cichym szeptem.
Głaskał ją po plecach, próbując ją uspokoić i zapewnić, że nic jej nie grozi, ale sam zdawał sobie sprawę z tego, że lada moment  nastanie świt, a razem z jego nadejściem przyjdzie Cristiano i ją odbierze. Zacisnął usta i oddalił od siebie te myśli. Ich ciszę zakłócały wrzaski zza ściany. Całe piętro składało się z podobnych pokoi i można było się domyślić jakie było ich zastosowanie. Ta pełna ukojenia chwila trwała bardzo krótko. W pokoju rozległo się podwójne pukanie, więc Logan instynktownie wziął Resę na ręce i wyszedł na balkon. Zza drzwi było słychać dzikie wrzaski Matta i Cristiano. Evans zaklął pod nosem, nie chciał zostawiać brata samego, obiecał sobie, że go nie zostawi. Wyczuł czyjąś obecność w krzakach, które mieściły się tuż pod balkonem, oddzielając budynek od ściany lasu. Postać wstała i pomachała mu dłonią, białe włosy Alice były mało widoczne, gdyż dziewczyna narzuciła na siebie czarny płaszcz z kapturem, aczkolwiek oczy lśniły, niemal świeciły krwistą czerwienią i patrzyły na niego pełne wyczekiwania. Jej drobne usta wydały bezgłośne polecenie, którą doskonale odczytał. Pomógł Resie przekroczyć barierkę.
- W krzakach jest Alice - powiedział cicho, trzymając ją za jedną rękę - Skocz, nic się nie stanie. Obiecuję.
- Ale... - dziewczyna nie miała najmniejszej ochoty zostawiać go na pastwę losu.
- Skocz. - jego głos stał się stanowczy i lekko zirytowany, znajomy błysk w ciemnych oczach dał jej do zrozumienia, że nie ma sensu się spierać. Skoczyła i zanim się zorientowała, znalazła się w siodle białej klaczy.

***


Gdy tylko upewnił się, że dziewczyny zniknęły w lesie, pogrążonym w ciemnościach, cofnął się do drzwi za którymi było słychać podniesione głosy. Nacisnął klamkę i otworzył drzwi. Cristiano wpadł do środka, wymachując pięściami, lecz Logan bez problemu tego uniknął.
- Pomogliście jej uciec! - Cristiano wrzeszczał jak oszalały, dyszał ciężko, stojąc po środku pokoju z zaciśniętymi dłońmi w pięści.
Logan wpatrywał się w niego beznamiętnie, pociemniałymi od gniewu oczami, czekając na to, że Włoch nawiąże kontakt wzrokowy. Oczekiwanie nie trwało długo, Licavoli uniósł wzrok.
- Jakieś ostatnie życzenie? - głos Logana nic nie zdradzał.
Matt wzdrygnął się, słysząc opanowany głos brata, odruchowo cofnął się o krok, wiedząc, że to tylko pozory. Wiedział co się za chwilę wydarzy i wolał się nie mieszać. Licavoli wyprostował się i zrobił pewny krok w stronę Logana.
- Ona jest moją własnością... - urwał w połowie zdania, łapiąc się za gardło przez które przebiły się szpony z najprawdziwszej stali. Długie i ostre. Zajęło mu trochę, żeby zorientować się co się stało. Spomiędzy kosteczek zaciśniętej dłoni Logana wysunęły się szpony, które powoli i boleśnie odbierały mu życie.
- Mówiłeś coś? - Logan pokiwał głową na boki, udając, że nic szczególnego nie zrobił. Jego szpony wsunęły się z powrotem, a Cristiano opadł, jak szmaciana lalka na podłogę. Kałuża szkarłatnej krwi stawała się coraz szersza. - Res do nikogo nie należy. - warknął i kopnął martwe ciało, podkreślając swój gniew i wściekłość.

***

Azrael patrzył bezradnie na śpiącą siostrę, którą chwilę wcześniej przywiozła Alice. Przetarł oczy i zamrugał kilka razy, zdając sobie sprawę, że gdyby nie Logan, jego siostra byłaby martwa. On tymczasem spał, rozkoszując się ciepłem ogniska. Spiął się. Jesteś do niczego, gardził sobą w myślach, pozwoliłeś jej uciec. To przez ciebie jest w takim stanie.
- Az... - dłoń Susanne zacisnęła się na jego ramieniu - Wyjdzie z tego...
- To moja wina.
- Przestań się obwiniać. - słaby głos Resy, przerwał panującą ciszę. Próbowała usiąść, ale nie miała na to sił, jęknęła cicho, krzywiąc się z bólu.
- Nie wstawaj, Res. Musisz odpocząć. - Sanne przykucnęła przy niej i ponownie okryła ją kocami.
Fiołkowe oczy księżniczki rozglądały się rozpaczliwie, mogło się wydawać, że wszyscy są. Azrael z Sanne, Gabriel, rozmawiający z Moną. Nieopodal Alice przygotowywała kolejne ziołowe eliksiry, ale kogoś brakowało. Nigdzie nie było Logana. Poczuła jak ogarnia ją strach, déjà vu.
- Gdzie jest Logan? - patrzyła na nich błagalnie, ale nikt się nie odezwał. - Gdzie on jest?!
Mimo bólu wstała i zaczęła wołać jego imię. Zaledwie godzinę temu ją uratował, a teraz go nie było. Pustka w jej sercu była wręcz namacalna. Zrobiła kilka chwiejnych kroków w stronę koni, ignorując wołania, po czym upadła na ziemię, a jej powieki opadły. Nie widziała nic, poza bezkresną ciemnością.

***

czwartek, 22 maja 2014

Rozdział 19


Matthew w zamyśleniu słuchał opowieści brata. Zajęli miejsce przy barze, Logan musiał dużo wypić, żeby wyjaśnić co go dręczy.
- Powiedz mi, jak ona wygląda. - nerwowo popijał swoje piwo, rozmyślając nad dziewczyną, którą jego przywódca przyprowadził do obozu.  Ze współczuciem obserwował Logana, był tak załamany stratą swojej ukochanej, że wyglądał o wiele starzej. Jego twarz była spięta, widać było, że jest w poszukiwaniach od wielu dni. Z niecierpliwością czekał, aż jego brat zdobędzie się na opisanie księżniczki.
- Myślę, że jej jedynym znakiem rozpoznawczym są fiołkowe oczy...
- Widziałem ją.
Logan wyprostował się i wytrzeźwiał niemal od razu, czując ulgę i radość. Znalazła się, Alice miała rację. Przyglądał się Mattowi, który odstawił swój kufel i wyjął z kieszeni mapę zwiniętą w rulon, wyglądała na starą i niekompletną. Rozsunął przed nimi przeżółkłą mapę i wskazującym palcem pokazał teren przy górach.
- Tu znajduje się obóz najemników. - powiedział Matt cicho - Wydaje mi się, że trzyma ją u siebie w domu... - przerywa, patrząc na reakcję brata - Nie dostaniesz się tam. Musisz zaczekać do jutra, powinni się tu zjawić.
- Nie wierzę, że to mówisz. - burczy cicho, pokazując swoje rozdrażnienie - Idę po nią, teraz.
- Nie zgrywaj ważniaka. - zabrał mapę - Nikt Cię nie wpuści do obozu, musisz czekać. To dla jej dobra.
Logan warknął wściekle, wstał i ruszył do wyjścia. Zatrzymał się nagle, czując, że ktoś na niego patrzy, odwrócił się i zamarł, widząc kim ta osoba jest. Resa stała cała roztrzęsiona w kącie ze łzami w oczach, jej idealne ciało było teraz stanowczo za chude. Natychmiast poszedł w jej stronę, obserwując ją uważnie. Siniaki, zaczerwienienia i na dodatek ciężka, metalowa bransoleta do której był przymocowany gruby łańcuch. Serce mu się złamało z żalu i smutku, ale te uczucia szybko minęły gdy jakiś przeklęty palant stanął mu na drodze do niej. Zmierzył go wzrokiem, mijając powoli, ale ten szybko złapał go za ramię i znów zagrodził mu drogę. W Loganie aż buzowało od napięcia i wściekłości.
- Dokąd to? - nieznajomy zacisnął usta w wąską linię - Noc z tą pięknością kosztuje kupę kasy, stać Cię na to? - uniósł brew.
- Kim jesteś? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Zacisnął dłoń w pięść, słysząc, że jego ukochana jest pozbawiana wszelkiej godności. Zmuszana do robienia czegoś, czego nie chce. - Zadałem pytanie.
- Licavoli. - mruknął - To jak? Stać Cię?
Tę krótką wymianę zdań przerwał Matthew, wkroczył między nich. Odwrócił się w stronę Cristiano i uśmiechnął się słabo, kryjąc przerażenie na widok wyglądu Resy. Nie miał pojęcia, że jego dowódca doprowadził ją do tego stanu.
- Witaj, Cristiano. - spojrzał mu prosto w oczy, pokazując, że jest po jego stronie. - Mój brat chciałby się dzisiaj zabawić.
- Czyżby? - to pytanie zabrzmiało nieco ironicznie, ale Logan wymusił u siebie łobuzerski uśmiech i kiwnął głową - Zapłacisz jutro. -  odwrócił się do dziewczyny, przypominającej nieco zbłąkaną owcę i podał jej łańcuch Loganowi, któremu aż warga zadrżała, ale to ukrył. - Miłej nocy, Kochanie. - szepnął, pchając jąw stronę chłopaka.

***

poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział 18

- Wypuść mnie stąd! Masz mnie uwolnić! - desperacko próbowała rozerwać łańcuchy, którymi została przywiązana do drewnianego krzesła, lecz te tylko mocniej się zaciskały.  - Proszę...
Jej głos z czasem stawał się coraz bardziej błagalny i niepewny. Myślami cofnęła się do czasów gdy otoczona była służbą, która z poddaniem wykonywała jej rozkazy. A teraz? Była skrępowana, wszystko ją bolało, a na dodatek miała ranę na policzku. Wiążące ją metolowe łańcuchy uniemożliwiały jej używanie zaklęć, była sama, bezbronna i porzucona jak pies. Z rozpaczą odpędziła te myśli z głowy. Na pewno mnie szukają, Azrael mnie uwolni, nie zważając na to, że go odrzuciłam. Do ciemnego pomieszczenia weszła jakaś postać ze złowrogim uśmiechem. Jego ciemne oczy wpatrywały się w nią z pożądaniem, lecz dostrzegła w nich odrobinę wściekłości. Jego szorstkie dłonie powoli pogłaskały ją po ranie na twarzy, syknęła z bólu i przygryzła drżącą wargę.
- Nie płacz, kochanie. - głos Cristiano był cichy i opanowany, zachowywał się tak, jakby to była zwyczajna rozmowa.
Z trudem utrzymywała otwarte oczy, była już wykończona. Straciła rachubę czasu, ale wiedziała, że zbliża się świt. Cristiano nerwowo oblizał wargi i bezustannie się do niej zbliżał, dotykał ją, nadal głaszcząc po policzku.

***

Rozdział 17

Logan przebudził się lekko przemarznięty i obolały. Od wielu dni szukają Resy i wreszcie wpadli na jakiś trop, okazało się, że każdego dnia w karczmie "Między młotem, a kowadłem" zjawia się mężczyzna, prawdopodobnie Włoch, w towarzystwie dziewczyny, opisem przypominającym księżniczkę.  Zacisnął dłonie na prowizorycznym okryciu. Jeśli coś jej się stanie, przysięgam, zabiję tego Włocha. Bez zastanowienia i z miłą satysfakcją. Powtarzał to sobie bez przerwy w głowie, dopóki nie zdał sobie sprawy, że Alice przygląda mu się ze współczuciem i smutkiem. Położyła swoją drobną, delikatną dłoń na jego ramieniu, westchnął i uniósł na nią wzrok. Uśmiechnęła się słabo i skinęła głową.
- Nie zamartwiaj się tak. Znajdziemy ją.
Chciał jej wierzyć, naprawdę, ale był przepełniony niepokojem i strachem o swoją ukochaną i stracił jakiekolwiek nadzieje. Nie zaprzeczał, że słowa jego towarzyszki podniosły go lekko na duchu, ale to nic nie zmieniało. Resa była w niebezpieczeństwie i to on musiał ją ocalić. Azrael i Gabriel byli mu potrzebni tylko dlatego, że wiedzieli jak ją namierzyć, gdyż on sam był pozbawiony takowych umiejętności.
- Chyba pójdę się przejść. - wstał i otrzepał się z przylegających do jego ubioru wilgotnych liści.
- Bądź ostrożny.
Och, Alice, gdybyś tylko wiedziała czym jestem. Mógłbym zabić was wszystkich, gdybym tylko miał powód. Rozejrzał się i z ulgą stwierdził, że w okolicy nikogo nie ma, oprócz jego towarzyszy, większość z nich jeszcze drzemała. Przedarł się przez bujne zarośla i po kilku chwilach dotarł do kamiennej drogi.  Rozmyślając nad planem wydobycia Resy z niewoli, kopał kamyk przed siebie, wsunął ręce do kieszeni. Kątem oka dostrzegł ruch za sobą, ale uznał, że nie będzie się dzisiaj rozpraszał i wplątywał w bójki. Szedł, stawiając pewne kroki, nie oglądając się za siebie. Stukot kopyt był znacznie wyraźniejszy i spiął się lekko, ale uparcie przypatrywał się nierówno ułożonym kamieniom na drodze. Jedź stąd, nie mam teraz czasu, powiedział do siebie w myślach ze złością. Zatrzymał się nagle, słysząc jak jeździec zeskakuje z konia i kieruje się w jego stronę.
- Dzisiaj nie mam nastroju na zabijanie. - warknął, odwracając się powoli w stronę przybysza.
- Ja również. - zmierzyli się wzrokiem.
Te bursztynowe oczy coś Loganowi przypominały, wpatrywał się w nie uważnie i w końcu się domyślił.
- Matt. - przywitał się z lekkim uśmieszkiem.
- Logan.
Jak przez mgłę pamiętał, że zawsze się tak witali, bez okazywania emocji, oficjalnie i rzeczowo. Usta Wayland'a wykrzywiły się w drobnym, lecz ciepłym uśmiechu. Był dobrze zbudowany, wydoroślał od ostatniego spotkania - Logan powoli lustrował brata i dostrzegał kolejne zmiany, jakie w nim nastąpiły. Był pewien, że Matt robi to samo, ale wiedział też, że niczego się nie dopatrzy. Jedyne co się w Loganie zmieniło to spojrzenie. Zawsze spokojne i łobuzerskie, teraz było pełne bólu i smutku. Bez słowa skierowali się w stronę karczmy.

***

sobota, 17 maja 2014

Rozdział 16

Nerwowo pocierała zaczerwienione nadgarstki, przypominając sobie ostatnie dni, które minęły odkąd tu trafiła. Nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek będzie się kogoś aż tak bała. Cristiano był nawet gorszy od Mony, bo naprawdę ją skrzywdził, a towarzyszka Łowców po prostu sprawiała wrażenie przerażającej. Przez te kilka dni w posiadaniu niedawno poznanego Włocha, zdołała poznać wystarczająco dobrze pozostałych, którzy zamieszkiwali ten obszar. Zaufaniem darzyła tylko i wyłącznie Matta, pozwolił mówić do siebie zdrobniale, tylko jej. Każdy zwracał się do niego po nazwisku, jakby był tu kimś ważnym. Była mu wdzięczna za jego zjawianie się w najlepszych momentach, wiele razy uratował ją od czyhającego niebezpieczeństwa. Jednym razem była to puma, czająca się za krzakami - zabił ją bez trudności i wahania. Kolejnym był sam Cristiano, jego natarczywe pocałunki i dłonie, szorstkie i silne. Patrząc na Matta widziała w nim coś znajomego, coś, co kazało jej mu zaufać. Czuła się jak dziecko w towarzystwie najlepszego przyjaciela, który był gotów oddać własne życie, żeby ją ratować. Z  roztargnieniem zdjęła z siebie flanelową koszulę, która znalazła się na niej, wbrew jej woli. Bała się, była przerożona i żałowała, że uciekła z zamku. Skrzywiła się na widok siniaków i licznych zaczerwienień. To potwór, pomyślała, Cristiano to potwór...
- Jesteś gotowa, kochanie? - wszedł do domu z takim samym wyrazem twarzy jak zawsze. Obojętny, opanowany i nieustraszony. Mimowolnie pozwoliła mu się ubrać, protestując, ale na nim nie robiło to najmniejszego wrażenia. Był władczy i surowy. Wiedziała dokąd ją zabiera, co tydzień chodzili do pobliskiej karczmy. On się dobrze bawił, a ona musiała sprawiać przyjemność innym. Była poniżana i wykorzystywana w każdy możliwy sposób. Tym razem się nie bała, bo miała świadomość, że dzisiaj zabiera się z nimi Matt. Miała wrażenie, że przy nim nic jej nie grozi. Została ubrana w skromną, szarawą sukienkę, której mieszkając w zamku, nawet by nie oglądała.
- Jesteś gotowa?! - uniósł głos, bo nie odpowiedziała, wystarczająco szybko.
- Tak... - Nie, nie jestem. Chcę stąd uciec i nigdy nie wracać.
- Wayland i ja czekamy na zewnątrz. Pośpiesz się. - zmierzył ją chłodnym wzrokiem i wyszedł.

***

środa, 14 maja 2014

Rozdział 15

Alice i Logan szli ramię w ramię w stronę zamku. Wiedzieli, że Torna nie ma w pobliżu, więc bez zastanowienia przekroczyli próg głównego wejścia. Niegdyś ożywiona Sala Pojednania, teraz była cicha i ponura, czuć było panującą tu grozę. Gdy dotarli do sypialni księżniczki Azrael zmrużył oczy, widać było, że jest zdenerwowany i nie będzie chciał dążyć do porozumienia.
- Witaj, Azraelu. Nie sądziłem, że się jeszcze spotkamy. - oparł się o ścianę i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, demonstrując swoje silne ramiona.
- Mogłem Cię zabić kiedy miałem okazję.
- Jest prawdopodobieństwo, że Twoja siostra została uprowadzona a Ty roztrząsasz stare czasy?!
Nie kontrolował już swoich emocji, był kłębkiem nerwów i był w stanie zabić każdego, aby znaleźć Resę. Patrzył prosto w oczy Łowcy, który kiedyś próbował go zabić i prawdopodobnie nadal tak jest, ale nie zamierzał odpuścić. Jeśli to było konieczne mógł nawet z nim współpracować. Oby tylko ją odnaleźć... Przed oczami miał jej smukłe, lekko umięśnione ciało, drobne usta i ogniste włosy.
- Czego ode mnie oczekujesz? - głos Azraela wyrwał go ze snu na jawie.
- Posłuchaj, chcę ją znaleźć. Za wszelką cenę. Jest dla mnie bardzo ważna i zrobię to bez względu na to czy mi pomożesz czy nie.
Brunet westchnął, zastanawiając się nad jego propozycją. Małej postury dziewczyna podeszła do niego i szepnęła mu coś na ucho, nie zdołał usłyszeć co, ale Azrael znów nawiązał kontakt wzrokowy.
- Pomożemy ci.

***

wtorek, 13 maja 2014

Rozdział 14

Obudziły ją śpiewające dźwięczną melodie ptaki, siedzące gdzieś na drzewie za oknem. Leniwie, jak od niechcenia, otworzyła swoje fiołkowe oczy. Swoimi niezwykle czułymi dłońmi dotknęła delikatnego, welurowego koca, którym  była okryta. Wygramoliła się spod niego powoli i spojrzała na flanelową koszulę, która jakimś cudem znalazła się na niej, zastępując jej suknię. Z przerażeniem zobaczyła swoją bieliznę, leżącą na łóżku. Wskoczyłaś do łózka Włochowi, drwiła z niej podświadomość, która odzywała się w najmniej odpowiednich momentach. Owinęła się wiszącą na wieszaku męską bluzą i wyszła na zewnątrz.
- Cristiano? - poza świergotem nic nie zdołała usłyszeć. Obeszła cały dom wokół, rozglądając się uważnie - Cristiano..? - powtórzyła z wahaniem.
Poczuła czyjąś obecność i błyskawicznie obróciła się, spoglądając za siebie. Chłopak miał wyraziste jasnobrązowe oczy i krótkie włosy. Wyglądał na przejętego i smutnego, aczkolwiek miał bardzo ujmujący uśmiech. Cofnął się o krok w momencie gdy na niego spojrzała.
- Kim jesteś? - uniosła idealnie wyregulowaną brew.
- Matthew Wayland. Miejscowy... - podrapał się po głowie, zastanawiając się nad czymś - ochroniarz. - powiedział krótko.
- Znasz Cristiano? Widziałeś go?
- Zdaje się, że pojechał rano na polowanie. Niedługo wróci.
Patrzyła na niego swoimi fiołkowymi oczami, lustrując każdy element jego ciała. Nic nie mówił, ona również. W pewnym momencie oderwał od niej swoje bursztynowe oczy i zerknął w bok. Na czarnym jak smoła koniu jechał Cristiano, zmierzył Wayland'a gniewnym spojrzeniem i ten  od razu się wycofał, zostawiając ją samą. Cholera, czemu mnie zostawił? Przyglądała się Włochowi, który zaledwie wczoraj uratował jej życie i prawdopodobnie dzisiejszej nocy przeleciał ją w łóżku. Skrzywiła się na samą myśl. Zeskoczył z ogiera, którego od razu zabrał jeden z tutejszych chłopców do stajni. Są mu tacy poddani, pomyślała, obserwując go jak idzie w jej stronę. Bo się go boją! - warknęła jej podświadomość.
- Witaj. Dobrze się spało?
- Tak, dziękuję. - uśmiechnęła się na chwilę - Ty mnie rozebrałeś? - spytała bez żadnych skrupułów.
Zmarszczył brwi i podrapał się po głowie.
- Odpowiedz...
- Tak. - wziął ją za łokieć i pociągnął do domu.
- Puszczaj!
Nie słuchał, wepchnął ją siłą do środka i przycisnął do ściany, trzymając dosyć mocno za podbródek. Nawet nie zauważyła kiedy zaczęły lecieć jej łzy, a oddech przyspieszył.
- Jesteś moja, rozumiesz? Masz być grzeczna,bo inaczej pożałujesz. - nie krzyczał, mówił spokojnie, bez zbędnych emocji. Nerwowo patrzyła na drzwi, słyszała jakieś kroki, ktoś tu szedł.
- Bądź cicho.
Zaryzykowała i krzyknęła, najgłośniej jak potrafiła, ale nikt nie przyszedł. Patrzyła na Cristiano błagalnie, lecz on był nieustępliwy, mierzył ją chłodnym wzrokiem i nie puszczał.

***

poniedziałek, 12 maja 2014

Rozdział 13

Logan szedł, potykając się w stronę zamku z nadzieją, że znajdzie Resę. Minął przestrzeloną żmiję, zastanawiał się nad nią chwilę, ale uznał, że to nic znaczącego. Kątem oka dostrzegł, że z naprzeciwka nadjeżdża służąca księżniczki. Zaraz, ona ma na suknię... przetarł oczy i spojrzał na nią ponownie. Cholera, już mam omamy. Białowłosa dziewczyna zatrzymała się przed nim i powiedziała coś cicho do białego konia z małą czarną plamką na zadzie, kształtem przypominającą serce.
- Nic ci nie jest? - zeskoczyła z klaczy i uśmiechnęła się lekko, lecz w oczach od razu zauważył odrobinę strachu i troski.
- Nie, nic. - potarł się nerwowo po karku, zerkając na jej czerwoną suknię, idealnie podkreślającą kolor tęczówek - Co ty tu robisz, Alice?
- Długa historia. Jechałam za księżniczką, uciekła z zamku...
- Co?! Jak to uciekła? Co się stało? - poczuł jak pod jego koszulą mięśnie lekko się napinają.
Po krótkim zastanowieniu Alice postanowiła mu wszystko opowiedzieć, nie pomijając tego, że wszyscy uznają go za martwego.
- Po tym wszystkim Res dowiedziała się, że Azrael jest jej starszym bratem, wybiegła z płaczem i odjechała. - kontynuowała przyciszonym głosem - Myślałam, że ją znajdę, ale ślady są niewyraźne przez deszcz.
- Czy Łowcy nadal są w zamku? - spytał, intensywnie się nad czymś zastanawiając.
- Byli jak wyjeżdżałam.
- W takim razie, jedź tam. Natychmiast. - z ulgą poczuł, że koń przyspiesza do cwału.

***

Obserwatorzy