sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział 36

Usłyszała ciche, niesłyszalne dla ludzkiego ucha, rżenie koni. Bez zastanowienia skręciła w lewo. Przyspieszyła, po chwili jej ogier gnał przez zarośla, jak szalony. Nawet nie próbowała go zatrzymać, bo zdawała sobie sprawę, że ma coraz mniej czasu. Dotknęła dłonią małej fiolki, spoczywającej na jej piersi. Ciecz powoli traciła swoje naturalne ciepło, które było porównywalne nawet do temperatury powierzchni słońca. Odetchnęła z ulgą, widząc ruch w oddali. Gdy już dotarła na miejsce, zeskoczyła z kulbaki i zsunęła kaptur z głowy. Łowcy wpatrywali się w nią z dystansem, a białowłosa unikała jej wzroku. Nie dziwiła się im, w końcu nie była normalna. Była czarownicą, wiedźmą, posługującą się czarną magią. Jedyną i niepowtarzalną, która była w stanie zabić każdego, bez zbędnego wahania się. Wysoki mężczyzna o bursztynowych oczach podszedł do niej bez słowa i odciągnął ją na bok. Od razu go poznała. Matthew Wayland, nieustraszony najemnik z gór. Pochyliła głowę, żeby nie patrzeć mu w oczy, gdyż był on jedyną osobą, której mogła się obawiać, poza Loganem. Oparł ją o drzewo i zmierzył ją wzrokiem, zdając sobie sprawę, że jest wyższy i ma przewagę, uśmiechnął się lekko.
- Spodziewałem się Ciebie, Bronx. - uniósł jej głowę za podbródek, pozwalając spojrzeć sobie w oczy. - Gdzie Logan?
- Ja...
- Mów. - mruknął, mrużąc oczy, przez co wyglądał nieco groźniej. Zadrżała lekko. - Gdzie jest mój brat? Wiem, że z Tobą był.
- Jest skazany na śmierć... - wyszeptała, wpatrując się w jego oczy, które mimo drapieżnego błysku, jak u niej, posiadały uspokajającą barwę.
Patrzyła w milczeniu na Matta, którego myśli gdzieś zbłądziły. Zachowywał się tak, jakby go tu nie było. Jakby duszą był w innym miejscu. Położyła mu dłoń na ramieniu, próbując przywrócić go do normalnego stanu i w końcu na nią spojrzał.
- Kiedy? - wychrypiał, patrząc na nią błagalnie. Jego wzrok był hipnotyzujący, zwilżyła wargi, czując, jak uginają się pod nią nogi. Zrobiło jej się tak gorąco, iż miała wrażenie, że jest cała czerwona na twarzy. Odchrząknęła, przywracając się do rzeczywistości.
- Został mu ostatni dzień. Matt, ja próbowałam...
Nie dokończyła, widząc, jak jego oczy stają się ciemniejsze. Nie wiedziała, czy to z wściekłości, czy też ze smutku, ale nie miała zamiaru kontynuować tej rozmowy. Miała dość patrzenia w te bursztynowe oczy, które cierpiały przez jej słowa. Miała inne zadanie. Przedostała się do Łowców i stanęła przed Azraelem, dostrzegając w nim rysy twarzy księżniczki. Na początku jej nie widziała, lecz gdy się uważnie rozejrzała, zauważyła rudy warkocz, wyłaniający się spod sterty koców. Noce były zimne, a księżniczka umierała, więc wcale nie zdziwił jej fakt, że jej ciało było całe zakryte. Zerknęła na pozostałą trójkę, dając do zrozumienia, że chce porozmawiać z brunetem w cztery oczy. Gdy już wszyscy odeszli, a wysoki, ciemnowłosy mężczyzna usiadł na jednym z prowizorycznych siedzeń, zrobionych z kawałków drewna, westchnęła cicho, starając się ułożyć w głowie słowa, jak powiadomić Azraela o zaistniałej sytuacji.
- To jest krew feniksa. - powiedziała powoli, pokazując mu fiolkę z cieczą, która z godziny na godzinę stawała się chłodniejsza. - Ktoś musi oddać życie za księżniczkę Resę, wypijając ten eliksir. Tak, jest to bolesne. Bardzo bolesne, rzekłabym. - mówiła ciągiem, czytając myśli swojego rozmówcy, aby nie musiał zadawać zbędnych pytań. - Uznałam, że któreś z was powinno się poświęcić. Ty, Azrealu, bądź białowłosa czarodziejka, Alice.
Po tych słowach nastała niezręczna cisza, którą przerwały ciche kroki. Chloe ujrzała drobną, czerwonooką dziewczynę, która niepewnie spojrzała jej w oczy, podchodząc bliżej.
- Zaraz, zaraz... - wyprostował się Łowca, zerkając w stronę młodej czarodziejki. - Dlaczego ona? Ja jestem bratem księżniczki, ale ona...?
- Ona jest siostrą. - wtrąciła Chloe cicho. - Wiem, że to nie jest dobra pora, ale muszę wiedzieć, które z was wypije eliksir.
- Ja.


Nie tego się spodziewałam...

Brunet wstał i wyciągnął dłoń po fiolkę. Podała mu ją, trochę się wahając i spojrzała mu w oczy. On tylko kiwnął głową i podszedł do swojej młodszej siostry. Odsłonił jej twarz i pogłaskał ją po niej wolną ręką, unosząc lekko jeden kącik ust. Nachylił się i wyszeptał jej coś do ucha, a jego drobny uśmiech nie znikał z twarzy. Chloe przygryzła drżącą wargę, pierwszy raz w życiu odczuwając słabość. Żal i smutek. Spojrzała za siebie, czując na karku czyiś oddech. Matt stał tuż za nią, przyglądając się uważnie Łowcy, żegnającemu się z siostrą. Nabrał do wszystkiego dystansu, gdy dowiedział się o karze wymierzonej Loganowi, ale teraz był przybity jeszcze bardziej, niż chwilę temu. Przez chwilę wydawało jej się, że najemnik miał łzę w oku. Gdy zwrócił na nią uwagę, szybko spojrzała z powrotem na rodzeństwo. Zaklęła cicho, zdając sobie sprawę, że fiolka jest już pusta, a błękitna mgiełka wychodzi z ust, leżącego na ziemi Azraela. Unosi się, zostawiając bezwładne ciało i kieruje się powoli w stronę twarzy księżniczki. Wyciągnęła przed siebie dłoń i szepcząc cicho zaczęła nakierowywać niemal przezroczysty obłok, który już po chwili znalazł się w ciele Resy. Chloe podbiegła do niej, każąc wcześniej zabrać ciało Łowcy i dotknęła jej czoła, koncentrując na niej całą swoją energię. Wyprostowała się i cofnęła kilka kroków. Klatka piersiowa rudowłosej uniosła się i opadła po chwili. Czynność się powtórzyła. Jej powieki uniosły się, odsłaniając fiołkowe oczy. Zakryła je dłonią, widząc oślepiające światło. Usiadła powoli, a Matt bez zastanowienia podał jej naczynie z wodą. Resa wypiła wszystko od razu i wstała. Na początku się zachwiała, ale zrobiła kilka kroków naprzód i już była w dawnej formie. Jej włosy i skóra odzyskały dawny, naturalny blask i gładkość. Dziewczyna z wdzięcznością przytuliła się do Matta i Chloe, czując płynące po policzka łzy. Odsunęła się od nich nieco, czując sztywne ciało chłopaka. Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
- Co się stało? - wyszeptała.
- Logan... - jej jedwabisty głos odebrał mu mowę. Nie miał odwagi powiedzieć jej prawdy.
- Nie traćmy czasu. - Chloe nie wiadomo kiedy wróciła z końmi. Wodze jednego z nich, ogiera Łowcy, podała księżniczce. - Opowiem ci po drodze.

* * *

Do jego celi weszło dwóch strażników. Jeden z nich podniósł go z ziemi, a drugi zerwał z niego cały ubiór. Brutalnie wsunął na niego inne, podarte spodnie, nie omieszkając przy okazji zadać mu kilka ciosów w brzuch, czy też w inne miejsce. Już nie reagował, brakło mu na to sił. Zaciskał tylko wargi, żeby nie jęknąć z bólu. Nie chciał pokazywać, że go boli. To nie w jego stylu. Wyprowadzili go z celi i trzymając go, skierowali się na powierzchnię. Gdy dotarli już do wyjścia z lochów, odetchnął świeżym powietrzem, ale jednocześnie się spiął. Jego rany w skutek kontaktu z powietrzem zaczęły szczypać. Bolało jeszcze bardziej. Czuł się tak, jakby miał zaraz zemdleć, ale szedł dalej. Mijając główne wejście do zamku, zauważył, jak Torn stoi przy oknie w swojej komnacie i wpatruje się w niego. Już z takiej odległości był w stanie stwierdzić, że jego spojrzenie było przepełnione gniewem, wściekłością, jak i satysfakcją, że w końcu doprowadzi do śmierci legendarnego Logana Howlett'a. Opuścił głowę, gdy przechodzili przez tłum mieszkańców. Byli wśród nich tacy, co rzucali w niego warzywami, a zdarzało się nawet, że uderzali kawałkami drewna. Zdecydowana mniejszość stała w milczeniu, wiedział, że trzymali jego  stronę, ale mało kto byłby w stanie poradzić sobie z dwoma gwardzistami naraz. W oddali dostrzegł drewniane podwyższenie na którym stała wysoka szubienica. Nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje. Karę śmierci mają wykonać za niecałe dwie godziny, a on tymczasem zaprząta sobie głowę tym, czy Chloe się udało. Jeden ze strażników pchnął go, gdyż szedł za wolno, a ten potknął się i upadł na kolana. Pierwszy raz w życiu czuł taki wstręt do wszystkich ludzi. Zawsze ich nienawidził, ale teraz miał ochotę rzucić się na nich i zabić. Z zimną krwią. Jego uszom dobiegły odgłosy dzwonów, co oznaczało, że zostało już mu mało czasu. Strażnicy podnieśli go z ziemi i wprowadzili go po drewnianych schodach na podest. Wszyscy zgromadzeni wokół zamilkli, a on uniósł wzrok na pętlę, która powoli była opuszczana. Zamknął oczy, chcąc nad sobą panować i nie zrobić głupstwa. Zawsze się zastanawiał, jak to jest, zginąć publicznie. Jak jego ofiary.

Mam okazję się przekonać.

Jego myśli zakłócały mu spokój, przypominając przeszłość, gdzie były tylko dwie rzeczy.
Krew...
Szpony, krew i śmierć...

 * * *

Po rozstaniu z Bronx pognała na plac, ocierając wierzchem dłoni łzy. Gdy przekroczyła granicę głównego rynku w miasteczku, zdała sobie sprawę, że wjeżdża między tłum. Spory tłum, który uniemożliwiał jej dalszą jazdę konno. Zeszła zwinnie z siodła i nasłuchiwała rozmów, idąc przed siebie.
- Zaraz się zacznie.
- Mówią, że zabił już tysiące niewinnych ludzi...
Nie miała pojęcia o kim wszyscy mówią, dopóki nie dostrzegła daleko przed sobą szubienicy. Na podwyższeniu stało trzech mężczyzn, jeden z nich, ten związany, miał na głowie szmaciany worek, przez co nie mogła  go rozpoznać.
- Drodzy mieszkańcy. - donośny głos jednego z mężczyzny, zmusił wszystkich na spojrzenie w tamtym kierunku. - Zebraliśmy się tutaj, aby wykonać rozkaz króla, który wyraźnie nalegał na bezzwłoczne wykonanie. Logan Howlett zostanie powieszony za liczne zabójstwa, których dokonał w przeszłości.
Zatrzymała się, słysząc ostatnie słowa wypowiedzi najstarszego ze straży. Zaczęła się przepychać przez tłum, biegnąc naprzód. Jej wzrok cały czas był skierowany na Logana, któremu akurat w tej chwili zakładano pętlę z grubego sznura na szyję. Rozpaczliwie starała się dostrzec coś, co pomogłoby jej powstrzymać mężczyznę w czarnym stroju, który trzymał drugi koniec liny, ciągnąc ją. Lina cały czas się napinała, aż doszło do tego, że bose stopy Logana uniosły się odrobinę.
- Nie! Zostawcie Go! - wykrzyczała, jak najgłośniej potrafiła. Nie potrafiła zapanować nad płaczem, co utrudniało sytuację. Ulżyło jej jednak, gdy zobaczyła, jak lina z powrotem staje się luźna. - To rozkaz!
Wspięła się na podest za pomocą jakiegoś młodego mężczyzny, który stał w pobliżu. Drżącymi dłońmi zdjęła sznur z szyi swojego ukochanego i rozerwała liny, krępujące jego ciało. Starała się nie zwracać uwagi na rozległe rany od pasa w górę, ale nie za bardzo jej to wychodziło.
- Kochanie... - wyszeptała, przytulając go do siebie.
Nawet nie otworzył oczu, rozejrzała się, szukając wsparcia. Gdziekolwiek. U kogokolwiek.
I znalazła. Matt przyjechał tuż za nią, lecz trzymał się z boku, pozwalając jej działać samej. Podbiegł  do niej i wziął swojego brata na ręce. Poszedł z nim w stronę bramy, wyznaczającej koniec terenu, należącego do Torna. Resa domyślała się, że zaniesie go do obozu najemników i szczerze powiedziawszy nie widziała lepszego wyjścia niż to. Wstała i z wyprostowaną posturą zmierzyła wzrokiem wszystkich poddanych, którzy patrzyli się na nią tak, jakby widzieli ją pierwszy raz w życiu. Planowała wygłosić coś w rodzaju mowy, ale sobie odpuściła. Dogoniła Matta tuż przy wejściu do domu w którym niegdyś mieszkał Cristiano. Znała go, jak własną kieszeń, więc bez problemów poznajdywała bandaże. Oczyściła rany Logana i obandażowała je. Kazała Mattowi wyjść i zostawić ich samych.

                                                             ( +18 )

Słysząc zamykające się drzwi, położyła się obok chłopaka i głaszcząc go po twarzy, czekała na moment, gdy się obudzi. Nie trwało to długo, bo już po jakimś czasie otworzył oczy. Widząc ją, od razu usiadł i w milczeniu przytulił ją do siebie. Resa przygryzła wargę, czując pożądanie w dolnych partiach swojego ciała, a on, widząc to, uśmiechnął się i złączył swoje wargi z jej w delikatnym i czułym pocałunku.
 http://25.media.tumblr.com/tumblr_m5cyb8jwTi1rn0y7so1_500.gif
Niewiele trzeba było czasu, żeby stał się on namiętny, a chwilę po tym zachłanny. Logan, słysząc cichy jęk dziewczyny, zjechał ustami na jej podbródek, a następnie na szyję. Drażniąc ją językiem i podgryzając, co chwilę, zaczął zsuwać z niej sukienkę, co wywołało jeszcze głośniejszy jęk, wychodzący z ust księżniczki. Gdy pozbył się już jej gorsetu i sukni, zmienił pozycję tak, że Resa znalazła się pod nim. Trzymając obydwa jej nadgarstki wysoko nad głową, całował ją bez przerwy, domagając się rozkosznych jęków i innych odgłosów. Puścił jej nadgarstki i za pomocą dwóch palców powoli zaczął zsuwać jej bieliznę. Ustami powrócił do jej ust, wdzierając się swoim nieustępliwym językiem między jej wargi. Pieścił nim jej podniebienie, przejeżdżając, co jakiś czas, po jej równych zębach. Dziewczyna wiła się pod nim, jęcząc głośno, oddając mu się powoli. Miała przymknięte oczy i uchylone usta, a jej oddech i serce przyspieszyły do granic możliwości.
 http://media.giphy.com/media/F1WftEL9Luw7K/giphy.gif

 Mruczał cicho, czując pod dłońmi, jak każdy jej mięsień napina się od nadmiaru pożądania. Pozbywając się dolnej części jej bielizny, jednocześnie rozpiął jej biustonosz, rzucając go gdzieś w kąt. Jego dłonie spoczęły na moment na jej piersiach, delektując się nimi. Oderwał się od jej ust na chwilę i spojrzał jej w oczy. Wpatrywała się w niego z wyczekiwaniem, oddychając szybko. Natychmiast podjął decyzję i kładąc dłonie na wezgłowiu, wszedł w nią ostrożnie, a w odpowiedzi otrzymał okrzyk, jakiego nigdy nie dane było mu usłyszeć. Wysunął się lekko i wsunął ponownie, lecz tym razem o wiele głębiej. Resa wrzasnęła, zaciskając dłonie na pościeli. Powtórzył swoje ruchy kilkakrotnie, sprawiając, że w pewnym momencie dziewczyna, krzycząc, eksplodowała na tysiące kawałków, rozluźniając się całkowicie.
Widząc to, do czego doprowadził, wysunął się z niej powoli i położył obok niej, starając się opanować bicie serca i przyspieszony oddech. Księżniczka niespodziewanie zaczęła go całować, przygryzając jego dolną wargę. Nieco zaskoczony, odwzajemnił jej pocałunek dopiero po chwili.
 http://i.pinger.pl/pgr437/952292910008147650300878
W pewnym momencie usłyszał stłumione ziewnięcie, więc oderwał się z niechęcią od pocałunku. Uśmiechając się lekko, odgarnął jej niesforną grzywkę za ucho i pogłaskał ją po policzku.
- Czas spać, księżniczko. - wyszeptał, wpatrując się w jej oczy.
Wtuliła się w niego bez słowa i zamknęła oczy, a on okrył ją i siebie kołdrą. Również zasnął, lecz dopiero po chwili, obejmując ją ramieniem.

*  *  *

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy