środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 32

Logan obudził się tuż o świcie i widząc, że Chloe jeszcze śpi, wstał i wyszedł na zewnątrz. Zerknął na niebo, które nie miało ani jednej chmurki. Słońce powoli wyłaniało się zza horyzontu, budząc miasto do życia. Przeczesał włosy z irytacją, patrząc na wpatrujących się w niego strażników. Warknął pod nosem i poszedł w stronę miejscowej stajni, gdzie zostawił wczoraj konia. Wszedł do środka i uśmiechnął się na widok czarnego, jak smoła konia i podszedł do niego. Wypuścił go z boksu, a ten prychnął zadowolony i machnął łbem.
- Zaraz ruszamy, Elder. - uniósł lekko jeden kącik ust. - Nie zawiedź mnie, koniku... - wyszeptał, gładząc konia po boku.
Rozejrzał się po wnętrzu szopy i od razu dostrzegł przyrządy do pielęgnacji konia. Sięgnął po szczotkę ryżową i zgrabnymi ruchami zaczął rozczesywać sierść konia. Czesał centymetr po centymetrze, a gdy już skończył założył siodło i ścisnął odpowiednio pasek, znajdujący się przy brzuchu konia. Otrzepał ręce, przyjrzał się swojemu dziełu i uśmiechnął się lekko. Odwrócił się, słysząc odgłos klaskania. Dziewczyna opierała się o ścianę za nim i patrzyła na niego, nie kryjąc rozbawienia.
- Gratuluję, bleidd. Poszło ci całkiem nieźle, jak na pierwszy raz. - zaśmiała się.
- Nie drocz się. - mruknął, mierząc ją wzrokiem.
Chloe miała na sobie zieloną sukienkę, sięgającą przed kolana. Włosy zaplotła w warkocz, który leżał na jej prawym ramieniu. Stwierdził, że dzisiaj wygląda jakoś inaczej. Przyjaźniej.
Podeszła do swojego konia, który już dawno był osiodłany. Wyprowadziła go z boksu i wyszeptała mu coś do ucha, a ten zarżał cicho. Zmiana w jego wyglądzie była zauważalna na pierwszy rzut oka, jego źrenice były rozszerzone, przez co bardziej było widać nienaturalne, granatowe oczy. Klacz dziewczyny była jasnej karnacji, co z jaskrawymi tęczówkami dawało tajemniczy wygląd. Chloe weszła na konia, wkładając najpierw lewą nogę w strzemiona, a drugą przerzucając na drugą stronę. Logan powtórzył tą czynność i podążył za dziewczyną, która już wyjechała ze stajni. Gdy tylko wyjechali poza teren miasta, przyspieszali stopniowo, aż w końcu ich konie pędziły z niemal nienaturalną prędkością. Już  po godzinie znaleźli się w bujnym lesie, którego drzewa dawały mroczny cień na drogę. Koń Logana gwałtownie się zatrzymał, niemal wyrzucając go przed siebie. Zaczął wierzgać nerwowo kopytami, a jego oczy spanikowane zerkały na boki. Chloe również zatrzymała swoją klacz i spojrzała na niego pytającym wzrokiem. Po kilku chwilach w ciszy, ich uszy wykryły stukot kopyt. Kilka, może nawet kilkanaście koni.

Cholera...

- Uciekaj! - wrzasnęła Chloe, dostrzegając w gęstwinie połyskującą zbroję. - Veloë!

Spojrzał na nią ostatni raz i popędził ogiera do granic możliwości. Czuł się, jak mysz
złapana w pułapkę, nic mu się nie udawało. Prawdopodobnie straci szansę na ocalenie księżniczki. Wiedział z doświadczenia, że koń nie wytrzyma takiego tempa zbyt długo. Słyszał za sobą krzyki gnających strażników, którzy stopniowo się do niego zbliżali. Skręcił raptownie w bok, chcąc ich zmylić, ale plan się nie powiódł.

To koniec... Dorwą mnie... 

                  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy