piątek, 30 maja 2014

Rozdział 20

Logan, idąc przez główne pomieszczenie w karczmie, zacisnął dłoń na trzymanym łańcuchu, próbując udawać kolejnego klienta. Gdy doszedł do lady, właściciel podał mu mały kluczyk do jednego z pokoi na górze. Uśmiechał się przy tym, tak wesoło, że mało brakowało, a Logan przestałby panować nad emocjami. Zerknął za siebie, Matt trzymał się z tyłu, rozglądając się za potencjalnymi wrogami, którzy chcieliby im przeszkodzić w wydostaniu stąd księżniczki. Gdy doszli już na górę, Matt przejął klucz od brata i otworzył drzwi. W pokoju nie było nic poza dużym łóżkiem z czterema kolumnami, pokrytym bordową satyną. Przez małe okna wpadały snopy dziennego światła, dając nieco mroczny wygląd ścianom o czarnych barwach. Na końcu korytarza dało się usłyszeć kroki i głosy, prawdopodobnie Cristiano, więc Logan nadal trzymał dłoń na łańcuchu. Weszli do środka, a Matt został na zewnątrz. Umówili się, że gdy ktoś będzie się zbliżał, zapuka dwa razy w drzwi. Łączyła ich niewypowiedziana umowa, która zakładała, że mimo wszystko wydostaną stąd Resę.  Gdy tylko drzwi się zamknęły chłopak zdał sobie sprawę, że jego ukochana wpatruje się w niego, jakby zobaczyła ducha. Po dłuższej chwili przypomniał sobie słowa Alice. Bez słowa rozerwał, więżącą ją metalową bransoletę, która po chwili razem z łańcuchem upadła z brzdękiem na drewnianą podłogę.

***

Resa wtuliła się w chłopaka, szlochając. Przytulał ją do siebie delikatnie, jakby bał się, że zrobi jej krzywdę. Jej nieumyte włosy opadały sztywno na ramiona, Cristiano obciął je któregoś wieczoru. Porozumiewali się bez słów, nic nie liczyło się poza tym, że są razem i na chwilę obecną nikt ich nie rozdziela.
- Już dobrze... - Logan przerwał milczenie, cichym szeptem.
Głaskał ją po plecach, próbując ją uspokoić i zapewnić, że nic jej nie grozi, ale sam zdawał sobie sprawę z tego, że lada moment  nastanie świt, a razem z jego nadejściem przyjdzie Cristiano i ją odbierze. Zacisnął usta i oddalił od siebie te myśli. Ich ciszę zakłócały wrzaski zza ściany. Całe piętro składało się z podobnych pokoi i można było się domyślić jakie było ich zastosowanie. Ta pełna ukojenia chwila trwała bardzo krótko. W pokoju rozległo się podwójne pukanie, więc Logan instynktownie wziął Resę na ręce i wyszedł na balkon. Zza drzwi było słychać dzikie wrzaski Matta i Cristiano. Evans zaklął pod nosem, nie chciał zostawiać brata samego, obiecał sobie, że go nie zostawi. Wyczuł czyjąś obecność w krzakach, które mieściły się tuż pod balkonem, oddzielając budynek od ściany lasu. Postać wstała i pomachała mu dłonią, białe włosy Alice były mało widoczne, gdyż dziewczyna narzuciła na siebie czarny płaszcz z kapturem, aczkolwiek oczy lśniły, niemal świeciły krwistą czerwienią i patrzyły na niego pełne wyczekiwania. Jej drobne usta wydały bezgłośne polecenie, którą doskonale odczytał. Pomógł Resie przekroczyć barierkę.
- W krzakach jest Alice - powiedział cicho, trzymając ją za jedną rękę - Skocz, nic się nie stanie. Obiecuję.
- Ale... - dziewczyna nie miała najmniejszej ochoty zostawiać go na pastwę losu.
- Skocz. - jego głos stał się stanowczy i lekko zirytowany, znajomy błysk w ciemnych oczach dał jej do zrozumienia, że nie ma sensu się spierać. Skoczyła i zanim się zorientowała, znalazła się w siodle białej klaczy.

***


Gdy tylko upewnił się, że dziewczyny zniknęły w lesie, pogrążonym w ciemnościach, cofnął się do drzwi za którymi było słychać podniesione głosy. Nacisnął klamkę i otworzył drzwi. Cristiano wpadł do środka, wymachując pięściami, lecz Logan bez problemu tego uniknął.
- Pomogliście jej uciec! - Cristiano wrzeszczał jak oszalały, dyszał ciężko, stojąc po środku pokoju z zaciśniętymi dłońmi w pięści.
Logan wpatrywał się w niego beznamiętnie, pociemniałymi od gniewu oczami, czekając na to, że Włoch nawiąże kontakt wzrokowy. Oczekiwanie nie trwało długo, Licavoli uniósł wzrok.
- Jakieś ostatnie życzenie? - głos Logana nic nie zdradzał.
Matt wzdrygnął się, słysząc opanowany głos brata, odruchowo cofnął się o krok, wiedząc, że to tylko pozory. Wiedział co się za chwilę wydarzy i wolał się nie mieszać. Licavoli wyprostował się i zrobił pewny krok w stronę Logana.
- Ona jest moją własnością... - urwał w połowie zdania, łapiąc się za gardło przez które przebiły się szpony z najprawdziwszej stali. Długie i ostre. Zajęło mu trochę, żeby zorientować się co się stało. Spomiędzy kosteczek zaciśniętej dłoni Logana wysunęły się szpony, które powoli i boleśnie odbierały mu życie.
- Mówiłeś coś? - Logan pokiwał głową na boki, udając, że nic szczególnego nie zrobił. Jego szpony wsunęły się z powrotem, a Cristiano opadł, jak szmaciana lalka na podłogę. Kałuża szkarłatnej krwi stawała się coraz szersza. - Res do nikogo nie należy. - warknął i kopnął martwe ciało, podkreślając swój gniew i wściekłość.

***

Azrael patrzył bezradnie na śpiącą siostrę, którą chwilę wcześniej przywiozła Alice. Przetarł oczy i zamrugał kilka razy, zdając sobie sprawę, że gdyby nie Logan, jego siostra byłaby martwa. On tymczasem spał, rozkoszując się ciepłem ogniska. Spiął się. Jesteś do niczego, gardził sobą w myślach, pozwoliłeś jej uciec. To przez ciebie jest w takim stanie.
- Az... - dłoń Susanne zacisnęła się na jego ramieniu - Wyjdzie z tego...
- To moja wina.
- Przestań się obwiniać. - słaby głos Resy, przerwał panującą ciszę. Próbowała usiąść, ale nie miała na to sił, jęknęła cicho, krzywiąc się z bólu.
- Nie wstawaj, Res. Musisz odpocząć. - Sanne przykucnęła przy niej i ponownie okryła ją kocami.
Fiołkowe oczy księżniczki rozglądały się rozpaczliwie, mogło się wydawać, że wszyscy są. Azrael z Sanne, Gabriel, rozmawiający z Moną. Nieopodal Alice przygotowywała kolejne ziołowe eliksiry, ale kogoś brakowało. Nigdzie nie było Logana. Poczuła jak ogarnia ją strach, déjà vu.
- Gdzie jest Logan? - patrzyła na nich błagalnie, ale nikt się nie odezwał. - Gdzie on jest?!
Mimo bólu wstała i zaczęła wołać jego imię. Zaledwie godzinę temu ją uratował, a teraz go nie było. Pustka w jej sercu była wręcz namacalna. Zrobiła kilka chwiejnych kroków w stronę koni, ignorując wołania, po czym upadła na ziemię, a jej powieki opadły. Nie widziała nic, poza bezkresną ciemnością.

***

czwartek, 22 maja 2014

Rozdział 19


Matthew w zamyśleniu słuchał opowieści brata. Zajęli miejsce przy barze, Logan musiał dużo wypić, żeby wyjaśnić co go dręczy.
- Powiedz mi, jak ona wygląda. - nerwowo popijał swoje piwo, rozmyślając nad dziewczyną, którą jego przywódca przyprowadził do obozu.  Ze współczuciem obserwował Logana, był tak załamany stratą swojej ukochanej, że wyglądał o wiele starzej. Jego twarz była spięta, widać było, że jest w poszukiwaniach od wielu dni. Z niecierpliwością czekał, aż jego brat zdobędzie się na opisanie księżniczki.
- Myślę, że jej jedynym znakiem rozpoznawczym są fiołkowe oczy...
- Widziałem ją.
Logan wyprostował się i wytrzeźwiał niemal od razu, czując ulgę i radość. Znalazła się, Alice miała rację. Przyglądał się Mattowi, który odstawił swój kufel i wyjął z kieszeni mapę zwiniętą w rulon, wyglądała na starą i niekompletną. Rozsunął przed nimi przeżółkłą mapę i wskazującym palcem pokazał teren przy górach.
- Tu znajduje się obóz najemników. - powiedział Matt cicho - Wydaje mi się, że trzyma ją u siebie w domu... - przerywa, patrząc na reakcję brata - Nie dostaniesz się tam. Musisz zaczekać do jutra, powinni się tu zjawić.
- Nie wierzę, że to mówisz. - burczy cicho, pokazując swoje rozdrażnienie - Idę po nią, teraz.
- Nie zgrywaj ważniaka. - zabrał mapę - Nikt Cię nie wpuści do obozu, musisz czekać. To dla jej dobra.
Logan warknął wściekle, wstał i ruszył do wyjścia. Zatrzymał się nagle, czując, że ktoś na niego patrzy, odwrócił się i zamarł, widząc kim ta osoba jest. Resa stała cała roztrzęsiona w kącie ze łzami w oczach, jej idealne ciało było teraz stanowczo za chude. Natychmiast poszedł w jej stronę, obserwując ją uważnie. Siniaki, zaczerwienienia i na dodatek ciężka, metalowa bransoleta do której był przymocowany gruby łańcuch. Serce mu się złamało z żalu i smutku, ale te uczucia szybko minęły gdy jakiś przeklęty palant stanął mu na drodze do niej. Zmierzył go wzrokiem, mijając powoli, ale ten szybko złapał go za ramię i znów zagrodził mu drogę. W Loganie aż buzowało od napięcia i wściekłości.
- Dokąd to? - nieznajomy zacisnął usta w wąską linię - Noc z tą pięknością kosztuje kupę kasy, stać Cię na to? - uniósł brew.
- Kim jesteś? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Zacisnął dłoń w pięść, słysząc, że jego ukochana jest pozbawiana wszelkiej godności. Zmuszana do robienia czegoś, czego nie chce. - Zadałem pytanie.
- Licavoli. - mruknął - To jak? Stać Cię?
Tę krótką wymianę zdań przerwał Matthew, wkroczył między nich. Odwrócił się w stronę Cristiano i uśmiechnął się słabo, kryjąc przerażenie na widok wyglądu Resy. Nie miał pojęcia, że jego dowódca doprowadził ją do tego stanu.
- Witaj, Cristiano. - spojrzał mu prosto w oczy, pokazując, że jest po jego stronie. - Mój brat chciałby się dzisiaj zabawić.
- Czyżby? - to pytanie zabrzmiało nieco ironicznie, ale Logan wymusił u siebie łobuzerski uśmiech i kiwnął głową - Zapłacisz jutro. -  odwrócił się do dziewczyny, przypominającej nieco zbłąkaną owcę i podał jej łańcuch Loganowi, któremu aż warga zadrżała, ale to ukrył. - Miłej nocy, Kochanie. - szepnął, pchając jąw stronę chłopaka.

***

poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział 18

- Wypuść mnie stąd! Masz mnie uwolnić! - desperacko próbowała rozerwać łańcuchy, którymi została przywiązana do drewnianego krzesła, lecz te tylko mocniej się zaciskały.  - Proszę...
Jej głos z czasem stawał się coraz bardziej błagalny i niepewny. Myślami cofnęła się do czasów gdy otoczona była służbą, która z poddaniem wykonywała jej rozkazy. A teraz? Była skrępowana, wszystko ją bolało, a na dodatek miała ranę na policzku. Wiążące ją metolowe łańcuchy uniemożliwiały jej używanie zaklęć, była sama, bezbronna i porzucona jak pies. Z rozpaczą odpędziła te myśli z głowy. Na pewno mnie szukają, Azrael mnie uwolni, nie zważając na to, że go odrzuciłam. Do ciemnego pomieszczenia weszła jakaś postać ze złowrogim uśmiechem. Jego ciemne oczy wpatrywały się w nią z pożądaniem, lecz dostrzegła w nich odrobinę wściekłości. Jego szorstkie dłonie powoli pogłaskały ją po ranie na twarzy, syknęła z bólu i przygryzła drżącą wargę.
- Nie płacz, kochanie. - głos Cristiano był cichy i opanowany, zachowywał się tak, jakby to była zwyczajna rozmowa.
Z trudem utrzymywała otwarte oczy, była już wykończona. Straciła rachubę czasu, ale wiedziała, że zbliża się świt. Cristiano nerwowo oblizał wargi i bezustannie się do niej zbliżał, dotykał ją, nadal głaszcząc po policzku.

***

Rozdział 17

Logan przebudził się lekko przemarznięty i obolały. Od wielu dni szukają Resy i wreszcie wpadli na jakiś trop, okazało się, że każdego dnia w karczmie "Między młotem, a kowadłem" zjawia się mężczyzna, prawdopodobnie Włoch, w towarzystwie dziewczyny, opisem przypominającym księżniczkę.  Zacisnął dłonie na prowizorycznym okryciu. Jeśli coś jej się stanie, przysięgam, zabiję tego Włocha. Bez zastanowienia i z miłą satysfakcją. Powtarzał to sobie bez przerwy w głowie, dopóki nie zdał sobie sprawy, że Alice przygląda mu się ze współczuciem i smutkiem. Położyła swoją drobną, delikatną dłoń na jego ramieniu, westchnął i uniósł na nią wzrok. Uśmiechnęła się słabo i skinęła głową.
- Nie zamartwiaj się tak. Znajdziemy ją.
Chciał jej wierzyć, naprawdę, ale był przepełniony niepokojem i strachem o swoją ukochaną i stracił jakiekolwiek nadzieje. Nie zaprzeczał, że słowa jego towarzyszki podniosły go lekko na duchu, ale to nic nie zmieniało. Resa była w niebezpieczeństwie i to on musiał ją ocalić. Azrael i Gabriel byli mu potrzebni tylko dlatego, że wiedzieli jak ją namierzyć, gdyż on sam był pozbawiony takowych umiejętności.
- Chyba pójdę się przejść. - wstał i otrzepał się z przylegających do jego ubioru wilgotnych liści.
- Bądź ostrożny.
Och, Alice, gdybyś tylko wiedziała czym jestem. Mógłbym zabić was wszystkich, gdybym tylko miał powód. Rozejrzał się i z ulgą stwierdził, że w okolicy nikogo nie ma, oprócz jego towarzyszy, większość z nich jeszcze drzemała. Przedarł się przez bujne zarośla i po kilku chwilach dotarł do kamiennej drogi.  Rozmyślając nad planem wydobycia Resy z niewoli, kopał kamyk przed siebie, wsunął ręce do kieszeni. Kątem oka dostrzegł ruch za sobą, ale uznał, że nie będzie się dzisiaj rozpraszał i wplątywał w bójki. Szedł, stawiając pewne kroki, nie oglądając się za siebie. Stukot kopyt był znacznie wyraźniejszy i spiął się lekko, ale uparcie przypatrywał się nierówno ułożonym kamieniom na drodze. Jedź stąd, nie mam teraz czasu, powiedział do siebie w myślach ze złością. Zatrzymał się nagle, słysząc jak jeździec zeskakuje z konia i kieruje się w jego stronę.
- Dzisiaj nie mam nastroju na zabijanie. - warknął, odwracając się powoli w stronę przybysza.
- Ja również. - zmierzyli się wzrokiem.
Te bursztynowe oczy coś Loganowi przypominały, wpatrywał się w nie uważnie i w końcu się domyślił.
- Matt. - przywitał się z lekkim uśmieszkiem.
- Logan.
Jak przez mgłę pamiętał, że zawsze się tak witali, bez okazywania emocji, oficjalnie i rzeczowo. Usta Wayland'a wykrzywiły się w drobnym, lecz ciepłym uśmiechu. Był dobrze zbudowany, wydoroślał od ostatniego spotkania - Logan powoli lustrował brata i dostrzegał kolejne zmiany, jakie w nim nastąpiły. Był pewien, że Matt robi to samo, ale wiedział też, że niczego się nie dopatrzy. Jedyne co się w Loganie zmieniło to spojrzenie. Zawsze spokojne i łobuzerskie, teraz było pełne bólu i smutku. Bez słowa skierowali się w stronę karczmy.

***

sobota, 17 maja 2014

Rozdział 16

Nerwowo pocierała zaczerwienione nadgarstki, przypominając sobie ostatnie dni, które minęły odkąd tu trafiła. Nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek będzie się kogoś aż tak bała. Cristiano był nawet gorszy od Mony, bo naprawdę ją skrzywdził, a towarzyszka Łowców po prostu sprawiała wrażenie przerażającej. Przez te kilka dni w posiadaniu niedawno poznanego Włocha, zdołała poznać wystarczająco dobrze pozostałych, którzy zamieszkiwali ten obszar. Zaufaniem darzyła tylko i wyłącznie Matta, pozwolił mówić do siebie zdrobniale, tylko jej. Każdy zwracał się do niego po nazwisku, jakby był tu kimś ważnym. Była mu wdzięczna za jego zjawianie się w najlepszych momentach, wiele razy uratował ją od czyhającego niebezpieczeństwa. Jednym razem była to puma, czająca się za krzakami - zabił ją bez trudności i wahania. Kolejnym był sam Cristiano, jego natarczywe pocałunki i dłonie, szorstkie i silne. Patrząc na Matta widziała w nim coś znajomego, coś, co kazało jej mu zaufać. Czuła się jak dziecko w towarzystwie najlepszego przyjaciela, który był gotów oddać własne życie, żeby ją ratować. Z  roztargnieniem zdjęła z siebie flanelową koszulę, która znalazła się na niej, wbrew jej woli. Bała się, była przerożona i żałowała, że uciekła z zamku. Skrzywiła się na widok siniaków i licznych zaczerwienień. To potwór, pomyślała, Cristiano to potwór...
- Jesteś gotowa, kochanie? - wszedł do domu z takim samym wyrazem twarzy jak zawsze. Obojętny, opanowany i nieustraszony. Mimowolnie pozwoliła mu się ubrać, protestując, ale na nim nie robiło to najmniejszego wrażenia. Był władczy i surowy. Wiedziała dokąd ją zabiera, co tydzień chodzili do pobliskiej karczmy. On się dobrze bawił, a ona musiała sprawiać przyjemność innym. Była poniżana i wykorzystywana w każdy możliwy sposób. Tym razem się nie bała, bo miała świadomość, że dzisiaj zabiera się z nimi Matt. Miała wrażenie, że przy nim nic jej nie grozi. Została ubrana w skromną, szarawą sukienkę, której mieszkając w zamku, nawet by nie oglądała.
- Jesteś gotowa?! - uniósł głos, bo nie odpowiedziała, wystarczająco szybko.
- Tak... - Nie, nie jestem. Chcę stąd uciec i nigdy nie wracać.
- Wayland i ja czekamy na zewnątrz. Pośpiesz się. - zmierzył ją chłodnym wzrokiem i wyszedł.

***

środa, 14 maja 2014

Rozdział 15

Alice i Logan szli ramię w ramię w stronę zamku. Wiedzieli, że Torna nie ma w pobliżu, więc bez zastanowienia przekroczyli próg głównego wejścia. Niegdyś ożywiona Sala Pojednania, teraz była cicha i ponura, czuć było panującą tu grozę. Gdy dotarli do sypialni księżniczki Azrael zmrużył oczy, widać było, że jest zdenerwowany i nie będzie chciał dążyć do porozumienia.
- Witaj, Azraelu. Nie sądziłem, że się jeszcze spotkamy. - oparł się o ścianę i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, demonstrując swoje silne ramiona.
- Mogłem Cię zabić kiedy miałem okazję.
- Jest prawdopodobieństwo, że Twoja siostra została uprowadzona a Ty roztrząsasz stare czasy?!
Nie kontrolował już swoich emocji, był kłębkiem nerwów i był w stanie zabić każdego, aby znaleźć Resę. Patrzył prosto w oczy Łowcy, który kiedyś próbował go zabić i prawdopodobnie nadal tak jest, ale nie zamierzał odpuścić. Jeśli to było konieczne mógł nawet z nim współpracować. Oby tylko ją odnaleźć... Przed oczami miał jej smukłe, lekko umięśnione ciało, drobne usta i ogniste włosy.
- Czego ode mnie oczekujesz? - głos Azraela wyrwał go ze snu na jawie.
- Posłuchaj, chcę ją znaleźć. Za wszelką cenę. Jest dla mnie bardzo ważna i zrobię to bez względu na to czy mi pomożesz czy nie.
Brunet westchnął, zastanawiając się nad jego propozycją. Małej postury dziewczyna podeszła do niego i szepnęła mu coś na ucho, nie zdołał usłyszeć co, ale Azrael znów nawiązał kontakt wzrokowy.
- Pomożemy ci.

***

wtorek, 13 maja 2014

Rozdział 14

Obudziły ją śpiewające dźwięczną melodie ptaki, siedzące gdzieś na drzewie za oknem. Leniwie, jak od niechcenia, otworzyła swoje fiołkowe oczy. Swoimi niezwykle czułymi dłońmi dotknęła delikatnego, welurowego koca, którym  była okryta. Wygramoliła się spod niego powoli i spojrzała na flanelową koszulę, która jakimś cudem znalazła się na niej, zastępując jej suknię. Z przerażeniem zobaczyła swoją bieliznę, leżącą na łóżku. Wskoczyłaś do łózka Włochowi, drwiła z niej podświadomość, która odzywała się w najmniej odpowiednich momentach. Owinęła się wiszącą na wieszaku męską bluzą i wyszła na zewnątrz.
- Cristiano? - poza świergotem nic nie zdołała usłyszeć. Obeszła cały dom wokół, rozglądając się uważnie - Cristiano..? - powtórzyła z wahaniem.
Poczuła czyjąś obecność i błyskawicznie obróciła się, spoglądając za siebie. Chłopak miał wyraziste jasnobrązowe oczy i krótkie włosy. Wyglądał na przejętego i smutnego, aczkolwiek miał bardzo ujmujący uśmiech. Cofnął się o krok w momencie gdy na niego spojrzała.
- Kim jesteś? - uniosła idealnie wyregulowaną brew.
- Matthew Wayland. Miejscowy... - podrapał się po głowie, zastanawiając się nad czymś - ochroniarz. - powiedział krótko.
- Znasz Cristiano? Widziałeś go?
- Zdaje się, że pojechał rano na polowanie. Niedługo wróci.
Patrzyła na niego swoimi fiołkowymi oczami, lustrując każdy element jego ciała. Nic nie mówił, ona również. W pewnym momencie oderwał od niej swoje bursztynowe oczy i zerknął w bok. Na czarnym jak smoła koniu jechał Cristiano, zmierzył Wayland'a gniewnym spojrzeniem i ten  od razu się wycofał, zostawiając ją samą. Cholera, czemu mnie zostawił? Przyglądała się Włochowi, który zaledwie wczoraj uratował jej życie i prawdopodobnie dzisiejszej nocy przeleciał ją w łóżku. Skrzywiła się na samą myśl. Zeskoczył z ogiera, którego od razu zabrał jeden z tutejszych chłopców do stajni. Są mu tacy poddani, pomyślała, obserwując go jak idzie w jej stronę. Bo się go boją! - warknęła jej podświadomość.
- Witaj. Dobrze się spało?
- Tak, dziękuję. - uśmiechnęła się na chwilę - Ty mnie rozebrałeś? - spytała bez żadnych skrupułów.
Zmarszczył brwi i podrapał się po głowie.
- Odpowiedz...
- Tak. - wziął ją za łokieć i pociągnął do domu.
- Puszczaj!
Nie słuchał, wepchnął ją siłą do środka i przycisnął do ściany, trzymając dosyć mocno za podbródek. Nawet nie zauważyła kiedy zaczęły lecieć jej łzy, a oddech przyspieszył.
- Jesteś moja, rozumiesz? Masz być grzeczna,bo inaczej pożałujesz. - nie krzyczał, mówił spokojnie, bez zbędnych emocji. Nerwowo patrzyła na drzwi, słyszała jakieś kroki, ktoś tu szedł.
- Bądź cicho.
Zaryzykowała i krzyknęła, najgłośniej jak potrafiła, ale nikt nie przyszedł. Patrzyła na Cristiano błagalnie, lecz on był nieustępliwy, mierzył ją chłodnym wzrokiem i nie puszczał.

***

poniedziałek, 12 maja 2014

Rozdział 13

Logan szedł, potykając się w stronę zamku z nadzieją, że znajdzie Resę. Minął przestrzeloną żmiję, zastanawiał się nad nią chwilę, ale uznał, że to nic znaczącego. Kątem oka dostrzegł, że z naprzeciwka nadjeżdża służąca księżniczki. Zaraz, ona ma na suknię... przetarł oczy i spojrzał na nią ponownie. Cholera, już mam omamy. Białowłosa dziewczyna zatrzymała się przed nim i powiedziała coś cicho do białego konia z małą czarną plamką na zadzie, kształtem przypominającą serce.
- Nic ci nie jest? - zeskoczyła z klaczy i uśmiechnęła się lekko, lecz w oczach od razu zauważył odrobinę strachu i troski.
- Nie, nic. - potarł się nerwowo po karku, zerkając na jej czerwoną suknię, idealnie podkreślającą kolor tęczówek - Co ty tu robisz, Alice?
- Długa historia. Jechałam za księżniczką, uciekła z zamku...
- Co?! Jak to uciekła? Co się stało? - poczuł jak pod jego koszulą mięśnie lekko się napinają.
Po krótkim zastanowieniu Alice postanowiła mu wszystko opowiedzieć, nie pomijając tego, że wszyscy uznają go za martwego.
- Po tym wszystkim Res dowiedziała się, że Azrael jest jej starszym bratem, wybiegła z płaczem i odjechała. - kontynuowała przyciszonym głosem - Myślałam, że ją znajdę, ale ślady są niewyraźne przez deszcz.
- Czy Łowcy nadal są w zamku? - spytał, intensywnie się nad czymś zastanawiając.
- Byli jak wyjeżdżałam.
- W takim razie, jedź tam. Natychmiast. - z ulgą poczuł, że koń przyspiesza do cwału.

***

Rozdział 12

Usłyszała głośne syczenie gdzieś pod kopytami, wściekłe rżenie i cichy szelest. Pochyliła się w siodle i dostrzegła grzbiet o srebrzystoszarym zabarwieniu, łuski na głowie żmiji tworzyły wzór przypominający literę X.  Koń histerycznie wierzgał kopytami, niemal zrzucając ją na ziemię. Ledwie słyszalny świst w powietrzu, niepewnie spojrzała w dół. Z głowy gada wystawała czarna, wypolerowana, grafitowa strzała o czerwonych lotkach. Szybko zeskoczyła z konia o mało nie wdeptując w lepką maź. Przeszła kilka kroków, obserwując reakcje swojego wierzchowca. Jego prawe ucho było mocno napięte, a oczy nerwowo wpatrywały się w krzaki. Wyłonił się z nich wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, automatycznie porównała go do kulturysty. Miał głęboko osadzone ciemne oczy i krótkie czarne włosy. Zniewalający uśmiech, odsłaniający śnieżnobiałe zęby.
- Wszystko w porządku? - zawiesił swój astrachański łuk na plecach i poklepał jej konia po boku, uspokajając go odrobinę.
- Tak... - jej fiołkowe oczy lustrowały każdy element jego ciała, zdała sobie sprawę, że się na niego gapi. Co się z Tobą dzieje, Res? - mruknęła jej podświadomość. Odchrząknęła, uciszając ją szybko - Dziękuję.
- Nie ma sprawy. Co ktoś taki jak ty tu robi?
- Jak ja? - nadęła nieświadomie swoje wiecznie zarumienione policzki.
- Nie żartuj, poznaję cię. Daleko zajechałaś, księżniczko. - uśmiechnął się uroczo.
- Ah... no tak. Księżniczka. - zaśmiała się - A ty kim jesteś?
- Cristiano Licavoli. - znów ten uśmiech. Przestań się tak uśmiechać, do licha. Jego włoski akcent idealnie pasował do całej reszty.
- Włoch?
- Owszem, księż... - przerwała mu gestem dłoni.
- Jestem Resa.
- Jak sobie życzysz - uśmiechnął się lekko i posadził ją na koniu - Pozwól, że zabiorę cię do siebie, zaraz zacznie padać.

***

Rozdział 11

Podniósł się z wilgotnej, ceglanej podłogi i obejrzał dokładnie celę, doszukując się jakiejkolwiek drogi ucieczki. Żelazne masywne kraty, szczur pełzający przy przeciwnej ścianie, leniwie wpadające światło przez obluzowaną cegłę... Powoli układał wszystkie części układanki, gdyż jego umysł był wykończony. Ledwo stał na nogach, ale udało mu się dokuśtykać do promienia światła. Wciągnął rześkie powietrze do płuc i ostrożnie wysunął luźną cegłę. Wyjrzał przez dziurę, odczekał moment, aby jego wzrok przyzwyczaił się do jasnego otoczenia. Nie miał pewności, że mu się uda, ale zaczął poszerzać prowizoryczną drogę ucieczki. Poczuł znajomy ból w skroniach, więc mimo zmęczenia przyspieszył swoje działania.

***

Rozdział 10

- Siostrzyczko? - uniosła brew. Nie przesłyszałam się, powiedział tak, jestem tego pewna - Az, o co chodzi?
- Jestem twoim starszym bratem, dlatego się tak o Ciebie troszczę. - nerwowo potarł się po karku i wbił w nią swoje ciemne oczy.
Nie wiedziała czemu płacze, nie wiedziała czemu zawraca i wybiega z zamku. Bezwiednie pobiegła do stajni i wskoczyła na swojego karego ogiera, ruszyła cwałem i gnała na nim przed siebie, nie oglądając się. Wtuliła twarz w potylicę konia. Przyległa do jego szyi i pozwoliła mu jechać gdzie chce, aby tylko daleko.
- Resa! Zatrzymaj się! - głos Gabriela był już cichy, ale bez wątpienia krzyczał wykorzystując swoje moce, żeby go usłyszała. Zignorowała jego wołania.

***

Rozdział 9

Bezsilnie patrzyła jak Sanne i Gabriel pakują jej rzeczy do torby i omawiają jakiś plan.  Nerwowo zerknęła na Azraela, widząc jego wyraz twarzy westchnęła smutno. Została z tym wszystkim sama, nikt nie stoi po jej stronie, nawet on. Nie zdąży powiadomić Logana, że wyjeżdża. Logan! Poderwała się na równe nogi i skierowała szybko w stronę drzwi, zatrzymała się, czując zaciskające się na jej nadgarstku szczupłe i chłodne palce.
- Dokąd? - nie wiadomo w którym momencie Azrael znalazł się tuż przed nią, zagradzając jej drogę. Cholera, jest dla mnie za szybki. Patrzyła mu w oczy, używając swojego specjalnego spojrzenia niewinnej dziewczynki - Nie udawaj niewiniątka, Res. Dokąd chcesz iść?
- Muszę się czegoś dowiedzieć. Proszę, puść mnie.
Westchnął bezradnie i uwolnił ucisk. Zbiegła na dół, minęła Salę Pojednania i zamarła. W miejscu gdzie Torn rzucił Loganem o ścianę było duże wgniecenie a na podłodze pozostały ledwo dostrzegalne ślady po kałuży krwi. Zdała sobie sprawę, że czerwone oczy Alice patrzą na nią współczująco, wytarła łzy i spojrzała na nią.
- Alice... - przełknęła ślinę - Czy wiesz... Logan przeżył?
- Nie wiem... Widziałam, że go wynieśli na zewnątrz. Twój ojciec jeszcze nie wrócił. Naprawdę nie wiem.
Pozbyła się wszelkiej nadziei, dopiero teraz zdała sobie sprawę, że Alice ma na sobie falbaniastą sukienkę, a przy pasku wisi jej mały sztylet. Nie miała sił dowiadywać się czemu tak się ubrała, zawróciła z ponurą miną do sypialni. Wpadła na Azraela i Gabriela przed drzwiami, powoli uniosła na nich wzrok.
- Gotowa? - bursztynowe oczy Gabriela zatrzymały się na jej ponurej minie - O czymś nie wiem, Res?
- To... nic takiego. - Azrael podszedł do niej i dwoma palcami dotknął jej skroni. Bez wątpienia czyta mi w myślach, pomyślała ze smutkiem. Chłopak przytulił ją mocno i oparł brodę na czubku jej głowy.
- Tak mi przykro, siostrzyczko.

***

Rozdział 8

Obudziła się, czując dotyk czyjejś ciepłej dłoni na policzku.
- Logan..? - szepnęła, uchylając powieki. Przetarła zaspane oczy i natychmiast usiadła. W jej pokoju stały trzy, nie, cztery osoby. Najbliżej niej, cofający rękę, stał Azrael. Wyższy od niej o głowę, ciemnowłosy z ciemnymi jak mrok źrenicami i tęczówkami. Tuż za nim, drobna blondynka o błękitnych oczach z lekkim uśmiechem na twarzy, zerkająca nerwowo na dwie pozostałe postacie stojące nieco dalej. Gabriel, niezastąpiony, obojętny i opanowany. Wszyscy byli idealni, piękni i dobrze zbudowani, nie wykluczając blondynki. Dostrzegła ruch obok Gabriela, dziewczyna miała na sobie bojówki i luźną koszulkę. Jedno oko miała krwisto - czerwone a drugie szafirowo - niebieskie, oba nie posiadały źrenic. Patrzyła na nią z troską i obawą.
- Co wy tu robicie? - spojrzała błagalnie w błękitne oczy jednej z postaci - Sanne, powiedz mi po co przyszliście.
- Bo widzisz... - desperacko szukała wsparcia u Azraela.
- Zabieramy cię ze sobą. - powiedział bez owijania w bawełnę.
- Nigdzie z wami nie idę. - wstała i wyprostowała się.
- Res, posłuchaj. - Gabriel przeczesał spokojnie swoje jasne włosy i podszedł do niej, patrząc na nią bursztynowymi oczami - Jesteś w niebezpieczeństwie, a na odległość nie jesteśmy w stanie cię bronić. To dla twojego dobra.
Patrząc w jego oczy, powoli się rozluźniała, zdając sobie sprawę, że używa jednego z zaklęcia wpływu. Potrząsnęła głową i uparcie stała na miejscu. Zerknęła na Azraela, on zawsze stał po jej stronie, zawsze jej pomagał. Teraz też musi.
- Azraelu, proszę... - szepnęła.
- Przykro mi. - bezradnie opuścił ramiona.

***

Rozdział 7

Ocknął się w ciemnym, pełnym wilgoci pomieszczeniu. Z trudem usiadł i rozejrzał się. Zaklął w myślach, orientując się gdzie jest. Cela była pełna szczurów i robaków, przed sobą miał żelazną kratę, a z góry wpadało trochę światła przez małe okienko. Jego czarna koszula była poplamiona zaschniętą krwią, złapał się za głowę i próbował przypomnieć sobie co się z nim wcześniej działo.
- Już się obudziłeś? - uniósł wzrok. Torn patrzył na niego gniewnie, opierając się o ścianę na przeciwko krat.
- Ty mnie tu zamknąłeś?
Jego śmiech echem odbił się od ścian stosunkowo małego pomieszczenia. Podszedł bliżej krat i patrzył na niego z góry, odrobina światła pozwoliła mu dostrzec rozbawienie w jaskrawych, zielonych oczach swojego byłego mistrza. Patrzył na niego z pogardą i wyższością. Co ja zrobiłem, do cholery. Wstał, krzywiąc się lekko z bólu i spojrzał mu prosto w oczy.
- Torn... Nie wiem co zrobiłem, bo nie pamiętam. Wyjaśnisz mi?
- Owszem. - uśmiechnął się kpiarsko - Całowałeś się z moją córką, dostałeś ode mnie w... - zamyślił się - głowę.
O cholera, przypomniałem sobie. Spojrzał na Torna spode łba.
- Wypuść mnie.
- Nie. - jak zawsze. Krótko, zwięźle i na temat. Obrócił się na pięcie i wyszedł, zatrząskując za sobą drzwi.

***

Rozdział 6

Melodia ucichła, a ona stała, jak wyrwana ze snu i patrzyła na Logana spod długich rzęs. Uśmiechnął się i pociągnął ją w jakiś kąt, gdzie ledwo go widziała, bo wokół paliły się tylko świece, co dawało romantyczny nastrój. Delikatnie przycisnął ją do ściany, opierając dłonie po obu stronach jej głowy. Bez żadnych gier wstępnych nachylił się do pocałunku. Ich usta już miały się złączyć, lecz on zesztywniał, wyprostował się i spochmurniał. Dopiero teraz była w stanie usłyszeć wrzaski ojca, szedł w ich stronę z tym pozbawionym jakichkolwiek emocji wyrazem twarzy. Wszystko się działo tak szybko, że nie była w stanie zareagować. Torn rzucił Loganem o przeciwną ścianę, rozległ się głośny huk, jakby łamanej kości. Jęknęła, niemal odczuwając jego ból. Jego ciało leżało nieprzytomne na podłodze, a czerwona ciecz rozpływała się na wszystkie strony. Zakryła usta, by stłumić krzyk. Nie zwracała uwagi na ojca, próbującego ją zatrzymać, przypominając sobie odgłos uderzenia, podbiegła do Logana. Dosłownie padła na kolana i drżącymi dłońmi dotknęła jego policzka. Jest lodowaty, stwierdziła z rozpaczą. Oczy momentalnie były pełne łez, nie mogła zebrać myśli, nie mogła wstać i nawrzeszczeć na ojca. Nic się nie liczyło. Jej podświadomość krzyczała jej w myślach, że on żyje, że jutro będzie wszystko w porządku, lecz zdrowy rozsądek kazał jej pobiec bez słowa do pokoju i zapomnieć. Otrząsnąć się z szoku i następnego dnia dowiedzieć się czy przeżył. Wstała, nie patrząc już na nikogo i poszła dumnie do swojej sypialni. Gdy przechodziła przez Salę Pojednania czuła na sobie spojrzenia, współczujące i obojętne. Przemknęła tak szybko jak się dało przez tłum i wbiegła na schody, dotarła do swojej sypialni po kilku chwilach. Zdjęła zakrwawioną sukienkę i usiadła na parapecie. Schowała twarz w dłoniach i pozwoliła łzom wypłynąć, było ich tyle, że po jakimś czasie jej włosy były już wilgotne. Zasnęła, obejmując się ramionami.

***

Rozdział 5

Zabrakło jej tchu gdy go zobaczyła. Tajemniczy, zabójczo przystojny i uśmiechnięty. Wyciągnął dłoń w jej stronę, gdyby nie to, że szła obok niej Alice, na pewno by się przewróciła. Czuła jak uginają się pod nią nogi. Przeszedł ją przyjemny dreszcz gdy złapała swoją delikatną i kruchą dłonią, dłoń Logana. Ciepłą, silną, dającą ulgę i bezpieczeństwo. Nerwowo rozglądała się za ojcem, ale on zdawał się być zainteresowany rozmową z jedną z kobiet. Mona, przypomniało jej się. Było w niej coś innego. Coś, co sprawiało, że się jej bała, ale nie w ramionach chłopaka w którym się zakochała. Rozbrzmiała cicha, spokojna i wolna muzyka, objął ją szczelnie i zakręcił wokół własnej osi. Przyszedł tu. Naprawdę tu przyszedł. Chciała piszczeć z radości, ale za bardzo pochłonął ją taniec.

***

Rozdział 4

Coś kazało mu przyjść na to niemające sensu przyjęcie. Westchnął, opierając się o ścianę i dokładnie obserwując twarze wszystkich przybyłych gości. Miał na sobie czarną koszulę, spodnie i marynarkę, również czarne. Lubił ten kolor, ale sprawiał, że wyróżniał się spośród tłumu, lecz nie specjalnie go to obchodziło. Nie przyszedł tu dla tych ludzi, w sumie, nie wiedział po co przyszedł. Rozejrzał się po wnętrzu Sali Pojednania. Banalna nazwa, roześmiał się w duchu. Otaczali go sami wystrojeni goście, królowe, księżniczki, książęta, którzy nie byli stąd i czuli się nieswojo. Wszyscy zamilkli, patrząc z poddaniem na marmurowe schody. Mimo sprzeciwu rozumu, też spojrzał i wiedział czemu panowała teraz cisza. Tutejsza księżniczka. Stąpała delikatnie po stopniach, jak motyl po kwiatach, jej biała suknia wniosła nieco jasności do panującego tu nastroju. Spojrzał w jej fiołkowe oczy, ona też na niego patrzyła. Już wiedział po co przybył. To z nią się dzisiaj całował i to jej osoba zmusiła go do przybycia tutaj. Jej pocałunek, jak sobie przypomniał, był delikatny i czuły, pełen miłości. Wyprostował się i poszedł w jej stronę, a tłum robił mu przejście. Wiedział, że się boją. Ci, co go znają, mają do tego prawo i lubił to wykorzystywać. Szedł dumnie, nie spuszczając wzroku z fiołkowych oczu księżniczki. Doszedł do miejsca gdzie schody spotykały się z drewnianą, połyskującą podłogą. Czekał.

***

Rozdział 3

Resa mimowolnie pozwoliła, aby jej służące przygotowały ją do dzisiejszego przyjęcia, nie miała ochoty na nie iść, po tym co się stało. Chciała przykryć się kołdrą z przyjemnych, pachnących pierzy, zasnąć, a potem obudzić się i zorientować, że znowu wszystko jest takie jak kiedyś. Wbrew pozorom miała już dość cudownych sukienek, rodem z niebios. Błękitnych, fioletowych, szlachetnych i dokładnie podkreślających jej smukłą figurę. Coś błysnęło jej przed oczami, Alice, czesząca jej długie włosy, uśmiechnęła się promiennie. Przez głowę znów przemknęła jej myśl, że ta dziewczyna nie powinna być jej służącą, ale teraz nie miała na to czasu. Zatrudniony przez nią samą krawiec, nie pamiętała jego imienia, co za różnica, wniósł do jej komnaty piękną i błyszczącą suknię. Jedyna w swoim rodzaju, pomyślała.
- Jest specjalnie dla Ciebie, pani. - dziewczyna o czerwonych, ognistych oczach, nachyliła się nad nią. - Uszycie jej kosztowało majątek. Jest stworzona z najdelikatniejszego materiału, błyszczy w świetle księżyca, oślepia swoim blaskiem. Jest cudowna... - zarumieniła się, zdając sobie sprawę, że się rozmażyła. Księżniczka uważnie przyglądała się sukni. Rzeczywiście, była cudowna. Uśmiechnęła się, wyobrażając sobie, że Logan widzi ją ubraną w to cudo. Przygryzła wargę, karcąc się w myślach. O czym ona myśli? To nie możliwe. Logan się nie pojawi, nie przyjdzie. Spochmurniała, nie zdając sobie z tego sprawy.
- Księżniczko, zechciałabyś przymierzyć moje dzieło? - uśmiechnął się uroczo krawiec, patrząc jej w oczy. Pokiwała głową, kazała wszystkim wyjść, poza Alice. Alice, pomyślała, chyba tylko do niej mam teraz zaufanie. Nawet ojciec coś zaczął przede mną ukrywać. Pozwoliła białowłosej służącej założyć na sobie suknię.
- Już możesz otworzyć oczy. - usłyszała głos, pełen uznania i zazdrości.
I tak zrobiła. Powoli uniosła powieki, patrzyła na postać w odbiciu lustra z niedowierzaniem. Odruchowo się odwróciła, sprawdzając kto za nią stoi, ale nikogo tam nie było. Jej spojrzenie znów zatrzymało się na pięknej, młodej dziewczynie z determinacją w oczach. To była ona. Resa. Jej grube włosy zostały ułożone w sprężyste loki i opadały delikatnie na jej ramiona, sięgając do bioder. Zmrużyła oczy, by przyjrzeć się sobie uważniej. Miała bujne, czarne rzęsy, lekki błyszczyk na ustach i odrobinę różu na policzkach. Suknia idealnie podkreślała jej figurę, była biała z elementami fioletu, zakończona falami. Ma dość duży dekolt, uznała z radością.

***

Rozdział 2

Resa niechętnie spojrzała znowu na Logana. Wyglądał na nieugiętego, sprawiał wrażenie odważnego, odpowiedzialnego, sprawiedliwego, miłego, namiętnego... mogła wymieniać bez końca. W końcu odważyła się otworzyć usta i wypowiedzieć jedno, ale bardzo znaczące słowo :
- Przepraszam.
Zaśmiał się, naprawdę się śmiał. Po tym jak o mało nie zaatakował go jej ojciec, niepokonany władca, który rządził królestwem już ponad dziesięć lat. Gdy się śmiał znowu odczuwała jakąś dziwną słabość... coś dziwnego. Mogła przysiąc, że czuje to pierwszy raz i bez wątpienia tak było. Jego cudowny uśmiech znikł z twarzy, pokonał dzielącą ich odległość i przyciągnął ją do siebie. Był taki ciepły... Pokręciła głową, ale nie potrafiła się odsunąć. Dłońmi czuła jego mięśnie, które ledwo zakrywała czarna, niedopięta u góry koszula. I te zmysłowe usta, które... z czułością składały pocałunki na jej szyi. Objął ją w pasie swoimi silnymi ramionami.
- Nic się nie stało. Wybaczam.
Och, ten głos. Słysząc go, zamruczała zadowolona i bez zastanowienia złożyła długi, delikatny i czuły pocałunek na jego wargach. Czuła jak jej dotychczasowa skorupa, którą się okrywała, żeby ukrywać emocje, bo jako księżniczka nie mogła ich mieć, powoli się rozpada. Zamienia się w drobny pył i nic nie zatrzyma jej przed miłością, oddaniem i przyjaźnią. Zakochała się, wiedziała to. Otwierała usta by coś powiedzieć i znów usłyszała ten spokojny, opanowany, ale wiecznie zirytowany głos.
- Ćśś... Nic nie mów.

***

Rozdział 1

 Majowe popołudnie. Resa Carvezzo nie podejrzewała, że zdarzy się dzisiaj coś niezwykłego, a jednak. Od samego rana ojciec zachowywał się podejrzanie, kazał służącym przyrządzić wytrawne dania, zakupić duże ilości wina i innych trunków. Swoimi lekko zaspanymi, fiołkowymi oczyma obserwowała go bardzo uważnie, wydawał się taki spokojny, szczęśliwy i dumny, ale w jego głosie coś zakłócało tą pozytywną aurę. Był szorstki, stanowczy i nieznoszący sprzeciwu. Natknęła się na niego w drodze do łazienki, był lekko zdenerwowany. Nawet jej, grzecznej córeczce tatusia, posłał gniewne spojrzenie. Nawet jej. Coś było nie tak i wkrótce miała się o tym przekonać. Leniwie czesała swoje gęste i długie włosy, pałające ognistym blaskiem. Wygrzebała z szafki jedną z najwygodniejszych sukienek. Patrzyła przez jakiś czas w swoje nieskazitelne odbicie w lustrze, zastanawiając się nad swoją osobą. Kim ona właściwie jest? Co robi w tym pięknym zamku ze służącymi? Co ukrywa jej ojciec? Co to za chłopak patrzący w jej okno... Potrząsnęła głową, nie mogła tak rozmyślać. Księżniczka nie może taka być, zawsze jej to powtarzano. Odłożyła szczotkę do włosów na półkę i jeszcze raz pogrążyła się w myślach. To było takie niesamowite, czuła taką euforię, była tak lekka, że była w stanie latać, gdyby jej pozwolono. I nagle stało się coś co wyrwało ją z jej świata fantazji i wyobraźni, świata spokoju i ładu, piękna i młodości. Pukanie do drzwi. Nachalne i upierdliwe. Otworzyła drzwi z chęcią obdarcia ze skóry kogoś, kto zakłóca jej spokój. Już otwierała usta gdy zobaczyła niższą od niej o głowę dziewczynę. Białe włosy, jak śnieg, pomyślała. I te oczy, czerwone, ogniste. Zawsze porównywała je do krwi, ale teraz widziała w nich niepokój. Odgarnęła swoją niesforną grzywkę z czoła i spojrzała dziewczynie w oczy, przenikliwie i pytająco.
- Przepraszam, że Ci przeszkadzam, panienko. - pochyliła głowę w dół w geście swojego poddania, gotowa do rozkazów. - Ojciec woła panienkę na dół, mamy gościa.
- Gościa? - zmrużyła oczy jak zainteresowane kocię - Kim jest ten gość, Alice?
- Nie wiem, panienko. Proszę za mną.
Nie miała wyboru, poszła bez słowa za służącą. Patrzyła w tył jej głowy gdy schodziły po marmurowych, białych schodach. W tym momencie zauważyła, że jej osobista służąca porusza się z niezwykłą gracją i delikatnością. Z łatwością pokonywała kolejne stopnie, jeśli by to od niej zależało, mianowałaby ją swoją prywatną strażniczką. Strój służki do niej nie pasował, to wiedziała na pewno. Schody się skończyły, dotarły do wielkiej sali, zwaną Salą Pojednania. To tutaj odbywały się uczty mające na celu sprzymierzenie ze sobą innych państw i zawarcie pokoju. Uczty dokonywały cudów, zawsze tak było. Każdy kto wchodził tu rozgniewany, gotowy do zabicia tutejszego króla, jej ojca, wychodził spokojny i pełen wiary w rozejm. Jej wzrok podążył ku zatroskanej twarzy ojca, a jednocześnie dumnej i szczęśliwej. Zmienił się, kilka godzin sprawiło, że stał się taki, jakiego zawsze znała. Podszedł do niej i wyciągnął dłoń w jej stronę, uśmiechał się.
- Pozwól, że ci kogoś przedstawię, kochanie. - zarumieniła się na to określenie, lubiła gdy tak się do niej zwracał - Poznaj Logana Evans'a, najlepszego z moich uczniów. Zaprosiłem go na dzisiejsze przyjęcie.
Spojrzała na chłopaka, wyglądał dojrzale, ale rysy jego twarzy nadawały mu dziecięcego wyrazu. Gdzieś go widziała, tak, to on się na nią bezczelnie gapił gdy była w łazience. Spojrzała na niego gniewnie, przypominając sobie to zajście.
- Witaj, księżniczko. - ucałował jej dłoń, patrząc w oczy. - Miło mi ciebie poznać...
- Jak śmiałeś?! - uniosła się, jak nie prawdziwa księżniczka, ale nie obchodziło jej to. - Patrzyłeś na mnie jak byłam w łazience!
- Najdroższa, ja... - zarumienił się, puszczając jej dłoń.
- Zamilcz! - warknęła. Z przyjemnością wykorzystywała swoją wyższość. Chłopak wyprostował się, ale nie tracili kontaktu wzrokowego. Patrzyła na niego, coś się w niej działo, nigdy tego nie czuła. Gniew? Nie, to nie to... Współczucie? To też, ale było coś jeszcze. Rozpaczliwie szukała właściwego słowa, patrząc w jego czekoladowe, ciemne oczy. To... miłość, pomyślała. Przeszły ją dziwne dreszcze, odwróciła wzrok od tych cudownych oczu, szlachetnych i szczerych.
- Wybacz, tato. Mam zły dzień... - ale ojciec zdawał się jej nie słyszeć, patrzył gniewnie na Logana. Na swojego ucznia. Przypomniała sobie swoje słowa. O nie... - Tatusiu... - teraz szeptała, żeby jakoś do niego dotrzeć, jego oczy stopniowo się rozjaśniały. - Tato, nie rób niczego głupiego.
Torn Indietro, zazwyczaj opanowany władca, teraz był inny. Wściekły, rozdarty i inny. To ona sprawiła, że znowu taki jest i teraz będzie miała na sumieniu niewinnego młodego mężczyznę. Aż nią zatrzęsło.
- Alice, zaprowadź ojca do jego sypialni, proszę. - nie prosiła, błagała. Służąca w milczeniu zaprowadziła ojca na górę, do jego komnaty. Cichego zakątku.

***

Obserwatorzy