piątek, 30 maja 2014

Rozdział 20

Logan, idąc przez główne pomieszczenie w karczmie, zacisnął dłoń na trzymanym łańcuchu, próbując udawać kolejnego klienta. Gdy doszedł do lady, właściciel podał mu mały kluczyk do jednego z pokoi na górze. Uśmiechał się przy tym, tak wesoło, że mało brakowało, a Logan przestałby panować nad emocjami. Zerknął za siebie, Matt trzymał się z tyłu, rozglądając się za potencjalnymi wrogami, którzy chcieliby im przeszkodzić w wydostaniu stąd księżniczki. Gdy doszli już na górę, Matt przejął klucz od brata i otworzył drzwi. W pokoju nie było nic poza dużym łóżkiem z czterema kolumnami, pokrytym bordową satyną. Przez małe okna wpadały snopy dziennego światła, dając nieco mroczny wygląd ścianom o czarnych barwach. Na końcu korytarza dało się usłyszeć kroki i głosy, prawdopodobnie Cristiano, więc Logan nadal trzymał dłoń na łańcuchu. Weszli do środka, a Matt został na zewnątrz. Umówili się, że gdy ktoś będzie się zbliżał, zapuka dwa razy w drzwi. Łączyła ich niewypowiedziana umowa, która zakładała, że mimo wszystko wydostaną stąd Resę.  Gdy tylko drzwi się zamknęły chłopak zdał sobie sprawę, że jego ukochana wpatruje się w niego, jakby zobaczyła ducha. Po dłuższej chwili przypomniał sobie słowa Alice. Bez słowa rozerwał, więżącą ją metalową bransoletę, która po chwili razem z łańcuchem upadła z brzdękiem na drewnianą podłogę.

***

Resa wtuliła się w chłopaka, szlochając. Przytulał ją do siebie delikatnie, jakby bał się, że zrobi jej krzywdę. Jej nieumyte włosy opadały sztywno na ramiona, Cristiano obciął je któregoś wieczoru. Porozumiewali się bez słów, nic nie liczyło się poza tym, że są razem i na chwilę obecną nikt ich nie rozdziela.
- Już dobrze... - Logan przerwał milczenie, cichym szeptem.
Głaskał ją po plecach, próbując ją uspokoić i zapewnić, że nic jej nie grozi, ale sam zdawał sobie sprawę z tego, że lada moment  nastanie świt, a razem z jego nadejściem przyjdzie Cristiano i ją odbierze. Zacisnął usta i oddalił od siebie te myśli. Ich ciszę zakłócały wrzaski zza ściany. Całe piętro składało się z podobnych pokoi i można było się domyślić jakie było ich zastosowanie. Ta pełna ukojenia chwila trwała bardzo krótko. W pokoju rozległo się podwójne pukanie, więc Logan instynktownie wziął Resę na ręce i wyszedł na balkon. Zza drzwi było słychać dzikie wrzaski Matta i Cristiano. Evans zaklął pod nosem, nie chciał zostawiać brata samego, obiecał sobie, że go nie zostawi. Wyczuł czyjąś obecność w krzakach, które mieściły się tuż pod balkonem, oddzielając budynek od ściany lasu. Postać wstała i pomachała mu dłonią, białe włosy Alice były mało widoczne, gdyż dziewczyna narzuciła na siebie czarny płaszcz z kapturem, aczkolwiek oczy lśniły, niemal świeciły krwistą czerwienią i patrzyły na niego pełne wyczekiwania. Jej drobne usta wydały bezgłośne polecenie, którą doskonale odczytał. Pomógł Resie przekroczyć barierkę.
- W krzakach jest Alice - powiedział cicho, trzymając ją za jedną rękę - Skocz, nic się nie stanie. Obiecuję.
- Ale... - dziewczyna nie miała najmniejszej ochoty zostawiać go na pastwę losu.
- Skocz. - jego głos stał się stanowczy i lekko zirytowany, znajomy błysk w ciemnych oczach dał jej do zrozumienia, że nie ma sensu się spierać. Skoczyła i zanim się zorientowała, znalazła się w siodle białej klaczy.

***


Gdy tylko upewnił się, że dziewczyny zniknęły w lesie, pogrążonym w ciemnościach, cofnął się do drzwi za którymi było słychać podniesione głosy. Nacisnął klamkę i otworzył drzwi. Cristiano wpadł do środka, wymachując pięściami, lecz Logan bez problemu tego uniknął.
- Pomogliście jej uciec! - Cristiano wrzeszczał jak oszalały, dyszał ciężko, stojąc po środku pokoju z zaciśniętymi dłońmi w pięści.
Logan wpatrywał się w niego beznamiętnie, pociemniałymi od gniewu oczami, czekając na to, że Włoch nawiąże kontakt wzrokowy. Oczekiwanie nie trwało długo, Licavoli uniósł wzrok.
- Jakieś ostatnie życzenie? - głos Logana nic nie zdradzał.
Matt wzdrygnął się, słysząc opanowany głos brata, odruchowo cofnął się o krok, wiedząc, że to tylko pozory. Wiedział co się za chwilę wydarzy i wolał się nie mieszać. Licavoli wyprostował się i zrobił pewny krok w stronę Logana.
- Ona jest moją własnością... - urwał w połowie zdania, łapiąc się za gardło przez które przebiły się szpony z najprawdziwszej stali. Długie i ostre. Zajęło mu trochę, żeby zorientować się co się stało. Spomiędzy kosteczek zaciśniętej dłoni Logana wysunęły się szpony, które powoli i boleśnie odbierały mu życie.
- Mówiłeś coś? - Logan pokiwał głową na boki, udając, że nic szczególnego nie zrobił. Jego szpony wsunęły się z powrotem, a Cristiano opadł, jak szmaciana lalka na podłogę. Kałuża szkarłatnej krwi stawała się coraz szersza. - Res do nikogo nie należy. - warknął i kopnął martwe ciało, podkreślając swój gniew i wściekłość.

***

Azrael patrzył bezradnie na śpiącą siostrę, którą chwilę wcześniej przywiozła Alice. Przetarł oczy i zamrugał kilka razy, zdając sobie sprawę, że gdyby nie Logan, jego siostra byłaby martwa. On tymczasem spał, rozkoszując się ciepłem ogniska. Spiął się. Jesteś do niczego, gardził sobą w myślach, pozwoliłeś jej uciec. To przez ciebie jest w takim stanie.
- Az... - dłoń Susanne zacisnęła się na jego ramieniu - Wyjdzie z tego...
- To moja wina.
- Przestań się obwiniać. - słaby głos Resy, przerwał panującą ciszę. Próbowała usiąść, ale nie miała na to sił, jęknęła cicho, krzywiąc się z bólu.
- Nie wstawaj, Res. Musisz odpocząć. - Sanne przykucnęła przy niej i ponownie okryła ją kocami.
Fiołkowe oczy księżniczki rozglądały się rozpaczliwie, mogło się wydawać, że wszyscy są. Azrael z Sanne, Gabriel, rozmawiający z Moną. Nieopodal Alice przygotowywała kolejne ziołowe eliksiry, ale kogoś brakowało. Nigdzie nie było Logana. Poczuła jak ogarnia ją strach, déjà vu.
- Gdzie jest Logan? - patrzyła na nich błagalnie, ale nikt się nie odezwał. - Gdzie on jest?!
Mimo bólu wstała i zaczęła wołać jego imię. Zaledwie godzinę temu ją uratował, a teraz go nie było. Pustka w jej sercu była wręcz namacalna. Zrobiła kilka chwiejnych kroków w stronę koni, ignorując wołania, po czym upadła na ziemię, a jej powieki opadły. Nie widziała nic, poza bezkresną ciemnością.

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy