poniedziałek, 12 maja 2014

Rozdział 12

Usłyszała głośne syczenie gdzieś pod kopytami, wściekłe rżenie i cichy szelest. Pochyliła się w siodle i dostrzegła grzbiet o srebrzystoszarym zabarwieniu, łuski na głowie żmiji tworzyły wzór przypominający literę X.  Koń histerycznie wierzgał kopytami, niemal zrzucając ją na ziemię. Ledwie słyszalny świst w powietrzu, niepewnie spojrzała w dół. Z głowy gada wystawała czarna, wypolerowana, grafitowa strzała o czerwonych lotkach. Szybko zeskoczyła z konia o mało nie wdeptując w lepką maź. Przeszła kilka kroków, obserwując reakcje swojego wierzchowca. Jego prawe ucho było mocno napięte, a oczy nerwowo wpatrywały się w krzaki. Wyłonił się z nich wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, automatycznie porównała go do kulturysty. Miał głęboko osadzone ciemne oczy i krótkie czarne włosy. Zniewalający uśmiech, odsłaniający śnieżnobiałe zęby.
- Wszystko w porządku? - zawiesił swój astrachański łuk na plecach i poklepał jej konia po boku, uspokajając go odrobinę.
- Tak... - jej fiołkowe oczy lustrowały każdy element jego ciała, zdała sobie sprawę, że się na niego gapi. Co się z Tobą dzieje, Res? - mruknęła jej podświadomość. Odchrząknęła, uciszając ją szybko - Dziękuję.
- Nie ma sprawy. Co ktoś taki jak ty tu robi?
- Jak ja? - nadęła nieświadomie swoje wiecznie zarumienione policzki.
- Nie żartuj, poznaję cię. Daleko zajechałaś, księżniczko. - uśmiechnął się uroczo.
- Ah... no tak. Księżniczka. - zaśmiała się - A ty kim jesteś?
- Cristiano Licavoli. - znów ten uśmiech. Przestań się tak uśmiechać, do licha. Jego włoski akcent idealnie pasował do całej reszty.
- Włoch?
- Owszem, księż... - przerwała mu gestem dłoni.
- Jestem Resa.
- Jak sobie życzysz - uśmiechnął się lekko i posadził ją na koniu - Pozwól, że zabiorę cię do siebie, zaraz zacznie padać.

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy