niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział 28

Wychodząc ze świątyni napotkał małą dziewczynkę o granatowych oczach, która rzekomo miała się zająć jego koniem. Podała mu wodze, uśmiechając się przy tym, lecz on nie odwzajemnił uśmiechu. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to jutro nie będzie już żył. Pocieszała go jedynie myśl o tym, że jego dusza da życie księżniczce. To było na chwilę obecną najważniejsze.

Zdobądź krew feniksa, zdobądź krew feniksa...


W jego głowie bez przerwy rozbrzmiewało echo słów, wypowiedzianych przez Rose. Powoli wpadał w paranoję, powtarzając sobie te słowa pod nosem, niczym mantrę. Wsiadł na konia i ruszył przed siebie, kierując się na południe. Wracając do miejsca, gdzie cała ta historia miała miejsce.

* * *


Matt obudził się, czując chłodne powietrze. Otworzył oczy i przetarł je, rozglądając się po ich obozie. Ognisko dawało coraz mniej ciepła, więc dorzucił do niego trochę drewna. Wstał i otrzepał ubranie z wilgotnej ziemi i liści. Zaklął po cichu, widząc, że nie ma jego konia. Postanowił nie zamartwiać się na zapas i pojechać do miasta po trochę jedzenia. Podszedł do koni i odwiązał konia Azraela. Zerknął kątem oka na łowcę, który spał w najlepsze.
- Matt? - cichy głos Alice dotarł do niego zza pleców. Odwrócił się.
- Hm? - mruknął cicho.
- Jedziesz do miasta, prawda? Pojadę z tobą.
Wzruszył ramionami i wskoczył na klacz Azraela, która zarżała cicho. Nie miał nic przeciwko, aby dziewczyna pojechała z nim.
- Jasne. We dwójkę będzie raźniej.
Zaczekał, aż białowłosa będzie gotowa do jazdy i ruszyli, przyspieszając do galopu.
* * *

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy