piątek, 3 lipca 2015

Rozdział 39

- Kochanie... Nic Ci nie zrobię. - powiedział łagodnie, jakby miał do czynienia z dzieckiem.
- Nie dotykaj mnie!
Cofnął dłoń, słysząc jej podniesiony głos. Jej oczy były pełne bólu, cierpienia i rozpaczy. Po policzkach, niemal strumieniami spływały jej łzy, a ciało drżało lekko. Skuliła się i kołysała w przód i w tył. Zrezygnował z ponownego zbliżenia się do niej, ale to wcale nie oznaczało, że ją tu zostawi. Usiadł pod ścianą, naprzeciwko niej i nawiązał z nią kontakt wzrokowy. Patrząc na niego powoli się uspokajała, lecz zdawało się, że postarzała się o kilka lat przez krzywdy, jakie doświadczyła odkąd pojawił się w jej życiu. Nie wytrzymał i wstał nagle, mając w niej utkwione spojrzenie pociemniałych oczu. Bez słowa przerzucił ją sobie przez ramię, nie zwracając uwagi na niedojrzałe, niemal dziewczęce lamenty. Pokazując, kto tu rządzi, specjalnie klepnął ją mocno w pośladki, gdy zaczęła się zbytnio wyrywać. Z zadowoleniem stwierdził, że zamilkła, zaskoczona jego zachowaniem.
- Dokąd mnie zabierasz?
Jej głos, niczym pierwsze promienie słońca, wybudził go z rozmyślań. Uśmiechnął się lekko, stawiając ją przed sobą, gdy byli już przy pasących się koniach.
- Jedziemy do Twojego domu. Tam, gdzie powinnaś być. - pogłaskał ją po policzku, wpatrując w jej fiołkowe oczy.- Nie uważasz, że księżniczka powinna mieszkać w zamku?
- Nie wiem, czy powinnam tam mieszkać.
- Powinnaś.
Bez słowa posadził ją na klacz jej brata, który prawdopodobnie nigdy nie pójdzie w zapomnienie. On natomiast osiodłał karego ogiera, którego od razu pognał w stronę leśnej drogi, kończącej się na tyłach zamku. Nie miał wątpliwości, że Resa bez protestowania pogna za nim, więc nawet się nie obejrzał.
Odetchnął głęboko, gdy minęli prowizoryczne ogrodzenie obozu, składające się w większości z drutu kolczastego. Już nigdy nie wrócę do tego przeklętego miejsca, pomyślał. Czuł, jak jego mięśnie drżą, niemal błagając, żeby pozwolił im sobą zawładnąć. Nie znosił tego. Ciągła walka z żądzami swojego drugiego oblicza. Modlił się w duchu, żeby się nie poddać w towarzystwie księżniczki, która i tak robiła się blada, jak ściana, gdy do niej podchodził. Z drugiej strony cieszył się ze swojego przekleństwa, z chorobliwej potrzeby władzy nad kimś. Dzięki temu mógł ją chronić. Za każdym razem, gdy ktoś był w jej pobliżu, był niezwykle czujny, a jego zwierzęce instynkty ledwo panowały nad jego przemianą w wiecznie wściekłego potwora, którego nikt by nie powstrzymał. Tylko dzięki temu zabił wszystkich, którzy ją skrzywdzili, jednak Torn najbardziej zapadł mu w pamięci. Zacisnął dłoń na wodzach i zaklął pod nosem, przypominając sobie, jak potraktował Resę. Rozluźnił się, gdy dziewczyna go wyminęła, gnając w stronę bramy. Jej włosy nieco pociemniały, stając się bardziej brązowe, niż rude, ale i tak je uwielbiał. Odwróciła się w jego stronę, jakby czytała mu w myślach i posłała miły uśmiech, składając cichą, niewypowiedzianą obietnicę, że zawsze będzie mógł ich dotknąć.

Przepuścił ją pierwszą w potężnych drzwiach. Sala Pojednania stała się jedną, wielką masą kurzu. Wnętrze cuchnęło nieprzyjemnym fetorem, który drażnił zmysły. Pustka ogarniała każde pomieszczenie w zamku o ogromnych wielkościach. Widok, jaki zastali był nie do opisania. Nawet marmurowe schody pokryły się dziwnym, zielonkawym kolorem. Pod stopami dało się wyczuć grubą warstwę brudu. Logan odruchowo zakrył usta dłonią, czując obrzydzenie do tego miejsca. Bez choćby jednego słowa poszedł śladem Resy na górę, prawdopodobnie do jej sypialni. Zastanawiając się nad tym, gdzie wszyscy się podziali, wpadł na pewien trop. Na schodach były dziwnie nieznajome ślady butów, po których wywnioskował, że ich właściciel gdzieś się spieszył. Nie komentował tego, śledząc wygłodniałym wzrokiem biodra księżniczki. Mógłby ją rozebrać nawet tutaj, nie zważając na brud i nieprzyjemną woń, unoszącą się w każdym pomieszczeniu. Obróciła się w jego stronę, gdy byli już w jej komnacie. Nie rozumiał dlaczego tam smród nie dotarł, a w powietrzu unosił się zapach róż, kwitnących o tej porze roku. Zamknął za sobą drzwi, nie odwracając od niej wzroku.
- Co ty ze mną wyprawiasz... - wyszeptał jednym tchem, rozpinając dwa górne guziki jego koszuli.
Tylko się uśmiechnęła, wyciągając dłoń w jego stronę. Nie dziwił jej się, że chce się rozluźnić i zapomnieć o otaczających ją problemach, więc od razu podjął się wyzwania i chwycił jej delikatną dłoń. Ich oddechy współgrały w jedną całość, gdy powoli, bez zbędnego pośpiechu, zdejmował z niej suknię. Pozbywając się również jej bielizny, pociągnął ją w stronę łóżka, nie odrywając od jej warg. Z uśmiechem obserwował, jak wiła się na łóżku, gdy on rozbierał się, obmyślając plan. Nauczyła się, że nie lubi, gdy go dotyka, więc posłusznie trzymała ręce wysoko nad głową.

Jesteś taka bezbronna...
I tylko moja...

Zostawiając jej wargi, sunął językiem po jej szyi, kąsając mocno zębami, zostawiają bladoróżowe ślady. Prawą dłoń wplótł w jej włosy i zacisnął, starannie unieruchamiając jej głowę. Gryząc ją, dotarł do piersi, gdzie na długi czas się zatrzymał. Jej ciche jęki sprawiały, że był jeszcze bardziej zachłanny. Widząc, jak się wierci, wpił się w jej wargi i zaczął ją zachłannie całować. Wszedł w nią, otrzymując w odpowiedzi kolejne jęki, lecz nieco głośniejsze niż zwykle. Ku jego zaskoczeniu wytrzymała dość długo, zanim rozpadła się na, zdawałoby się, tysiące kawałków. Zasnęli, splecieni ze sobą w niezwykły sposób, rozkoszując się swoją bliskością.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy