sobota, 4 lipca 2015

Rodział 40

Tuż o świcie, gdy do komnaty wpadły pierwsze promienie słońca, Resa uniosła lekko powieki, po czym rozejrzała się, czując na sobie znajomy ciężar. Uśmiechnęła się, widząc Logana, obejmującego ją zaborczo, który nawet przez sen nie miał zamiaru jej wypuścić z rąk. Z niechęcią wyswobodziła się z jego objęć i wstała, zakładając jego koszulę. Zapinając powoli guziki wyszła z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Zatrzymała się u szczytu schodów i rozejrzała się ponurym wzrokiem po Sali. Przełknęła ślinę, czując zbierające się łzy. Zamknęła na chwilę oczy, wyobrażając sobie Salę pełną dostojnych ludzi, gdzie nie zabrakłoby znajomych twarzy. Matthew, Sanne i wielu innych bawiliby się w najlepsze, a ona w srebrzystej sukni, tańcząc z Loganem po środku ogromnego pomieszczenia, cieszyłaby się z nowego. idealnego życia. Gdy melodia ucichła, Logan odwrócił się od niej, zwracając uwagę na małego chłopca, który pociągnął go za rękaw.
   Otworzyła oczy, czując na biodrach silne i ciepłe dłonie, wyrywając się ze swojego świata wyobraźni. Zerknęła na mężczyznę za sobą i uśmiechnęła się, zdając sobie sprawę, co zobaczyła. O ile się nie myliła, stał obok niej jej przyszły mąż.
- O czym tak myślisz? - uśmiechnął się, obracając ją w swoją stronę.
- O niczym. - oderwała od niego swój zakłopotany wzrok i znów obejrzała się za siebie. - Chcę odnowić każde pomieszczenie, zaczynając od tej Sali.
Jego oczy jakby się rozjaśniły, gdy doszło do niego, że będzie zmuszony zostać tu z nią. Objął ją szczelnie, jakby nie wierzył, że to wszystko dzieje się naprawdę.
Główne wejście otworzyło się, wpuszczając do środka masę świeżego powietrza. Chwilę potem pojawił się przed nimi Matt. Pochylił głowę przed księżniczką w geście poddania, kładąc dłoń, złożoną w pięść, na swojej klatce piersiowej w miejscu, gdzie znajduje się serce.
- Ja i wszyscy najemnicy, Wasza Wysokość, jesteśmy do twojej dyspozycji. Każdy z nas zrobi wszystko, co każesz, nawet poświęcając swoje życie, aby Cię bronić.
Łzy napłynęły jej do oczu, gdy dokładnie go wysłuchała.
- Nie, Matt, błagam... - rozpaczliwie szukała wsparcia u Logana, lecz on nie miał zamiaru mówić bratu, co ma robić. - Wstań, proszę...
Dopiero, gdy to powiedziała, spojrzał jej w oczy i podniósł się, stając naprzeciwko niej. Uśmiechnął się, przypominając dawnego siebie.
- Przydałoby się tu posprzątać, prawda? - spytał, zerkając na równie dobrze zbudowanych mężczyzn, stojących trochę dalej. - O nic się nie martwcie, wszystkim się zajmę.

Każdego dnia, przez ponad miesiąc, Logan i Resa byli wysyłani poza teren zamku, aby najemnicy mogli doprowadzić do porządku Salę Pojednania, a następnie całą resztę komnat, znajdujących się w zamku. Któregoś dnia wrócili wcześniej z wyprawy konnej, niż zamierzali. Mury zostały pokryte lśniącym lazurytem, który spowodował uśmiech na twarzy Resy. Zwalniając, poprowadziła klacz dalej, rozglądając się z zachwytem po odnowionym ogrodzie.

 Niektóre elementy, nadal posiadały szarawe cegły, podkreślając niezwykły charakter zamku. Odważyła się unieść wzrok na odnowiony, śnieżny pałac, pokryty niebieskawym dachem. Gorące łzy spłynęły po jej policzkach, gdy przekroczyła próg. Sala Pojednania, główny element pałacu, lśniła w każdym miejscu, przeobrażając się w wielką salę balową. Buty do jazdy konnej stukały delikatnie po wyczyszczonych marmurowych schodach. Załzawionymi oczami dostrzegła Matta, czekającego na nich na górze. Dosłownie rzuciła mu się na szyję, okazując całkowitą wdzięczność.
- Dziękuję, Matt.
Tyle mu wystarczyło, żeby się uśmiechnąć. Przytulił ją lekko, z rozbawieniem dostrzegając grymas zazdrości na twarzy brata. Westchnął cicho, zdając sobie sprawę, że tak naprawdę to traktuje ją bardziej, jak młodszą siostrę, niż obiekt westchnień. Logan wywrócił oczami, pociągając Resę w swoją stronę.
- Tak, jesteśmy wdzięczni, ale dość tych czułości, dobrze? - mruknął, mierząc wzrokiem brata.
Wszyscy zaczęli się śmiać, drwiąc z jego zazdrości, więc bez słowa skierował się do sypialni. Resa dogoniła go dopiero na balkonie, gdzie opierając się o balustradę, obserwował krajobraz, otaczający zamek. W oddali piętrzyły się góry, szczytami kryjąc się w chmurach. Rozległe jeziora na zielonych dolinach, tonące w blasku słońca. Po lewej, jak i po prawej stronie wielkiego krajobrazu dominowały lasy, mieszając drzewa liściaste z iglastymi. Jego wyprostowana sylwetka wyglądała niemalże bajecznie w tle tego widoku. Biorąc głęboki wdech, podeszła do niego, mając utkwiony wzrok w stadzie dzikich koni, galopujących na najbardziej oddalonym od zamku pastwisku.
- Jesteś zły?
- Nie, skąd. - warknął, zaciskając dłonie na marmurowej poręczy. - Jestem wściekły.
- Przepraszam... - szepnęła cicho, patrząc tym razem na niego. - Nie wiedziałam, że będziesz zazdrosny...
Zaśmiał się cicho i chwycił ją swoją dłonią, tak silną, a jednak delikatną, obracając ku sobie. Otwierał już usta, żeby coś powiedzieć, lecz zamiast się odezwać, uklęknął przed nią na lewym kolanie, wpatrując się w jej oczy. Wargi jej zadrżały, gdy wyjął z kieszeni spodni małe, pokryte welurową czernią, pudełeczko.
- Droga Reso... - rzekł, obserwując jej reakcję - Zgodzisz się zostać moją żoną?
Skinęła szybko głową, czując napływające do oczu łzy, gdy wsuwał powoli srebrny pierścionek, posiadający fioletowy, szlachetny kamień, na jej serdeczny palec u prawej dłoni. Wstał i wplótł dłoń w jej włosy, złączając ich wargi w czułym pocałunku.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też. - wyszeptała jednym tchem, tuląc się do niego.
Uśmiechnął się lekko, po czym pogłaskał ją po włosach, muskając delikatnie czubek jej głowy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy